Może tylko się łudziłam.
Może lekko pogubiłam
Może lekko pogubiłam
Wszystko naraz sprawiało, że było Ci źle; nie obwiniałaś za swoje samopoczucie jedynie stosów egzaminów, kolejnych terminów domowych korepetycji, zbyt niskiego ciśnienia, ani też stanu podgorączkowego. Brak jego obecności w mieszkaniu, sypialni czy łóżku ciążył Ci bardziej niż którakolwiek ilość książek przyniesiona z drugiej części miasta. Zawsze mogłaś wybrać jego numer telefonu, wykrzyczeć jedno wybacz, ale uczucia stopniowo w Tobie gasły, bo nie lubiłaś biegać za miłością w pojedynkę; czułabyś się jak w tangu, w którym nie masz partnera. Z głośnym westchnieniem rozrzuciłaś na świeżo wyczyszczony dywan pozostałości orzechowych chrupek i byłaś w stanie skreślić Szczecin z listy ulubionych miast za przegrany mecz z Gdańskiem zamieszkiwanym od ukończenia dwudziestu dwóch lat. Chowając twarz w jedyną jego koszulkę, którą wręczył listonosz mający tak samo srebrne włosy, jak papier przewiązany niestarannie przeciętą wstążką. Wyliczyłaś minuty, które dzieliły Was od spotkania po pierwszej, nieco zbyt mało burzliwej kłótni. Wiedziałaś, że nie rozda autografów, może przystanie do jednego lub dwóch zdjęć, pobiegnie w ekspresowym tempie do szatni, weźmie najszybszy jedenastominutowy prysznic i przyjedzie. Znowu Ci przeszkodzi, zrzuci kurtkę na jasną kanapę i wiesz, że nie zdejmie z Ciebie rąk, a Ty prawdopodobnie nie będziesz w stanie zatrzasnąć mu ponownie drzwi przed nosem. Byłaś pewna, że nie zrobisz mu kolacji, podczas której całował Cię po szyi, a na dzielenie nocy będzie musiał zasłużyć. Dalej ociekałaś złością po swoim zachowaniu, kiedy po krótkim pocałunku, następnym namiętnym wsunął Twój telefon w tylną kieszeń spodni. Poczułaś się wtedy jednocześnie wykorzystana i doceniona, bo na pierwsze dotknięcie ust byłego chłopaka musiałaś czekać przez cały tydzień, kiedy zmęczony odprowadzał Cię prawie pod sam dom. Myślałaś, że Wojtka trzymasz przy sobie na bezpieczną odległość, lecz całe zadowolenie z siebie trzymało się dopóki po drugiej randce nie obudziłaś się obejmowana na linii brzucha, a Wasze ubrania znajdowały się na wyspie kuchennej, biurku, parapecie pomiędzy świeżymi piwoniami, a poplątane strzępki Twojej bielizny zajmowały dosłownie niewielkie centymetry ciemnych paneli.
***
Kto mógł się pochwalić wymarzoną pracę przed rozpoczęciem trzeciego roku studiów, podczas których w walce z piątym i szóstym semestrem trzeba było siłą zdobywać każdą wolną chwilę? Nie mogłaś uwierzyć, kiedy dostałaś telefon z zespołu szkół w ostatni tydzień wakacji. Z przerażeniem wychrypiałaś, że podejmiesz się tego zadania i w dniu rozpoczęcia roku szkolnego wręczono Ci plan najstarszych klas i listę dwudziestu siedmiu uczniów, dla których od dzisiaj miałaś być wychowawczynią. Wchodząc na drugie piętro nie pamiętałaś, abyś miała problemy z chodzeniem, lecz widząc ich wszystkich na drewnianej ławce wiedziałaś, że Twoja droga z pokoju nauczycielskiego musiała trwać zdecydowanie za długo. Ściskając granatowy dziennik na swoich piersiach, nie mogłaś uwierzyć ile byli w stanie zadać Ci pytań. Chcieli znać Twój wiek, nazwy na wszystkich portalach społecznościowych, status związku, ulubione seriale i filmy, a także adres zamieszkania i w natłoku odpowiedzi natrafiłaś na jego skupiony wzrok, który wędrował po każdym guziczku Twojej jedwabistej koszuli, a niewinny dotyk chłodnych palców minął, kiedy tamto miejsce dotknął wieloletni narzeczony delektujący się wówczas ciszą i smakiem odgrzanej potrawy.
-Myślałem, że to ja mam najtrudniejszą pracę na świecie, ale właśnie teraz zmieniam zdanie. Współczuję Ci, kochanie. -zerknął na Twoją pogrążoną w skupieniu twarz. -Jak ty dasz radę takiej liczbie siedemnastolatków?
-Pocieszam się faktem, że godziny wychowawcze są tylko raz w tygodniu. - uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam go po włosach.
-Nie ciesz się tak szybko, założyli chat o nazwie Marianna i jej dwudziestu siedmiu krasnoludków. -zaczął się śmiać, kiedy podał Ci telefon, który od dłuższej chwili nie wiedział czym jest milczenie. -Poprosić przyszłą teściową o zwolnienie do końca roku szkolnego? - odłożył talerz, przygasił światło i skradł z Twoich warg kolejny pocałunek tego wieczoru.
***
Co robiły zakochane pary w piątkowe wieczory? Z poprzedniego związku zapamiętałaś, że czekało się na siebie nawzajem, aby wspólnie zjeść ostatni posiłek dnia, chodziło się na spacery całując się w deszczu, kupowało się bilety, dużą ilość popcornu i mrożoną colę, aby usiąść wygodnie w kinie, a oprócz dobrego filmu na ekranie mieć ukochaną osobę obok. Co mogły robić młode sąsiadki w Twoim bloku? Wiedziałaś, że Ewelina z piętra niżej ogląda z chłopakiem dwójkowy serial zaczynający się o dwudziestej czterdzieści, Tamara spędzi ten weekend na Mazurach z jego rodziną, Paulina pojechała na pobliską imprezę, aby przetańczyć z nim całą noc, a Twoja rówieśniczka przygotowywała pierogi z serem, aby przywitać przyszłego męża tuż o dwudziestej drugiej. A ty co miałaś? Nie byłaś w stanie określić tego, co Was łączyło i stałaś naprzeciwko niego mając nadzieję, że wyprowadzi Cię ze wszystkich niepotrzebnie budujących się zmartwień. Byłaś pewna, że odezwie się pierwszy, ale kiedy ugryzł Cię w miejsce obok fioletowego ramiączka od stanika wiedziałaś, że musisz być zdecydowana w swoich czynach. Stęskniona i ciekawa odsunęłaś go od siebie i pokręciłaś głową, kiedy chciał znowu do Ciebie podejść.
-Minęło dokładnie czterdzieści siedem minut od zakończenia spotkania i oczywiście, że jesteś, bo inaczej nie miałoby to sensu. - powstrzymałaś gorzki śmiech i suchy kaszel męczący Cię od rana.
-Musisz być taka złośliwa? Sorry za moje zachowanie, ale nie umiem znieść porażki w samotności. - przekręcił na nadgarstku czarny zegarek z kolekcji Michaela Korsa.
-To jedź do baru z kolegami, może wyrwiesz idealną kobietę! Jestem nauczycielką języka angielskiego, a nie osobistym psychologiem Wojciecha Ferensa.
-Będę przyjeżdżał po każdym meczu, zadowolona? Nie miej do mnie pretensji.
-Czy to jest ten moment, kiedy powinnam skakać do sufitu? Wojtek, zdecyduj się czego ty ode mnie chcesz, kim ja dla Ciebie tak ogólnie jestem?
Stałaś tam z wysoką gorączką, przekrwionymi oczami, zmęczona po pracy i wizycie u okulisty, a także rodzinnego lekarza. Opadając z płaczem na różowy okrągły dywan poczułaś ból i zranienie. Wybiegł z mieszkania, po długim wpatrywaniu się w Ciebie; odniosłaś wrażenie jakby zapomniał języka, którym powinien się posługiwać. Nie interesowało Cię nic, zapomniałaś o stosie sprawdzianów, porannych korepetycjach, ciśnieniu i przede wszystkim o zbliżających się trzydziestu dziewięciu stopniach. Zamknęłaś oczy ignorując dźwięk pralki i zapach jego koszulki, która rano będzie nadawała się do spędzania kolejnych dwóch godzin w urządzeniu z resztkami proszku oraz tropikalnego płynu do płukania.
Możesz iść, dobrze wiem, że nie zginiesz
***
i zostaję skupiona tylko na ich relacji