Strony

sobota, 15 września 2018

epilog

Mówiłeś ,,Miej dziś piękne sny” przy łóżku mym Mówiłeś ,,Świat nie jest taki zły”, wierzyłam Ci

Oderwałaś wzrok od mokrej szyby, przyciszyłaś radio i pociągnęłaś zielone rękawy swetra na zmarznięte dłonie, które chwilę wcześniej liczyły opadające na granatową karoserię samochodu krople jesiennego deszczu; wokół ciebie wszystko się zmieniało, a ty nie potrafiłaś nadążyć za przyśpieszającym rytmem życia tych, którzy nie popadli w monotonię i depresję spowodowaną obecną porą roku. Od tamtego zdarzenia w parku opisywanego przez gdańskie portale plotkarskie albo gazety wykupywane od samego rana jak świeże bułeczki nie wróciłaś do rodziców. Codziennie budziłaś się w ramionach policjanta o wpół do dziesiątej, wysłuchiwałaś tysiące porad i mitów z programów śniadaniowych, plotłaś z krótkich włosów warkoczyki i zakochiwałaś się w zapachu kawy z mlekiem, do której brunet dołączał słomki w przeróżnych kolorach; dzisiejszego ranka dostałaś zieloną i czułaś, że podarował ci nadzieję, ale ty z niej nie chciałaś korzystać, bo życie przestało mieć jakikolwiek sens, miałaś złe serce i śmiało mogłaś nazwać się złą Marysią. Wiecznie byłaś niezdecydowana i większości rzeczy nie potrafiłaś zaakceptować; nienawidziłaś chrapania Radosława, momentami niedojrzałego zachowania Konrada, wahań nastroju Wojciecha, lektur szkolnych zadawanych raz w miesiącu, warzyw traktowanych jako świętość w kuchni matki, zakazów, nakazów i braku szóstek z ukochanego języka. Żyłaś w podświadomości, że pochodzisz z arystokratycznej londyńskiej rodziny, na śniadanie, obiad i kolację możesz jeść ukochanego łososia skąpanego w soku z cytryny, a ,,Quo Vadis'' nie obowiązuje cię jako jedynej, bo każdy z grona pedagogicznego miał wiedzieć, że nie usiądziesz, nie otworzysz, a nawet nie przeczytasz jednego zdania z powieści historycznej. 

-Bate forte o tambor Eu quero é tic tic tic tic tac. Bate forte o tambor Eu quero é tic tic tic tic tac. -usłyszałaś głos aspiranta i widząc jego włosy układane dłużej niż twoje pokręciłaś krótko głową. -Uśmiechnij się, mała.

Poklepałaś go po ramieniu przykrytym oliwkową kurtką z naszywkami i ponownie zatraciłaś się w rozmyślaniu. Namawiając go na wyjazd wiedziałaś jakie są twoje ostatnie marzenia; podróż mijała spokojnie, do celu pozostało dwieście piętnaście kilometrów, a ty wyobrażałaś sobie ogień w kominku, samotność i rozmazane czarne pióro na kartce dołączone do dokumentu odebranego poprzedniego dnia. Nie chciałaś nikomu psuć konstrukcji życiowej, błagać o pomoc w dzień i w nocy albo wyczekiwać, że zajmą się tobą, jakbyś cofnęła się w rozwoju potrzebując wsparcia przy jedzeniu, kiedy trzęsącą dłonią nie mogłaś utrzymać łyżki, aby spróbować domowego rosołu albo pikantnej zupy gotowanej przez bruneta przed zaśnięciem. Układając się na rozłożonym fotelu przestałaś podziwiać krajobrazy, złociste listy przestały robić na tobie jakiekolwiek wrażenie, chciałaś przed dotarciem do domku letniskowego zrobić rachunek sumienia. Co zrobiły dla ciebie najważniejsze osoby w życiu? Mama wzięła niepłatny urlop, zrezygnowała z opieki nad starszymi ludźmi mającymi problem z pamięcią i traktujący ją jak rodzone dziecko. Tata brał potajemnie coraz więcej tabletek uspokajających, lecz jako doświadczony komendant nie potrafił schować ich w niewidocznym miejscu. Twój niedoszły mąż, w którym potajemnie podkochiwałaś się jako mała dziewczynka położył zwolnienie chorobowe ignorując złowrogie spojrzenie przełożonego; dbał o ciebie, jakbyś była jego jedynym oczkiem w głowie, mimo całego bólu potrafił chronić cię przed koszmarami, okrywał mocniej kołdrą, przytulał do rozgrzanego ciała, kiedy płakałaś przez sen i sprawiał wrażenie, jakby chciał podarować ci drugą i być może nieostateczną szansę. Traktował wasze rozstanie jak konieczną przerwę, wybaczył ci i ponownie zaufał, kiedy strzelając w rękę przestępcy wpadłaś mu w ramiona; wcześniej chciałaś zginąć, ale widząc krew na beżowej kurtce upojonego alkoholem mężczyzny byłaś mu wdzięczna i trzymając się kurczowo jego munduru zaczęłaś muskać nieostrożnie jego wargi. Wyczuwając wibrację pod lewą nogą wyjęłaś natychmiast telefon, który był jedynym kontaktem ze światem; podziwiałaś życie koleżanek, znajomych ze szkół, byłych uczniów. Jedni zaczynali studia, drudzy otrzymywali świadectwa z czerwonymi paskami i pochwały od nauczycieli, kolejni podejmowali upragnioną pracę albo chłopcy z technikum chwalili się pierwszymi zdjęciami ze swoimi żonami lub pociechami podobnymi do nich kropla w kroplę. Ludzie potrafili łapać dzień, smutki odsuwali na bok, aby niepotrzebnie nie zaprzątać nimi głowy, a ty nie martwiłaś się o jutro, lecz o kolejną minutę ze swojego życiorysu. Żałowałaś wielu decyzji. Może w tej chwili byłabyś znaną fit instagramerką wykonującą same idealne zdjęcia bez odbicia swojej twarzy w ekranie laptopa. Może mieszkałabyś w innym mieście podziwiając swojego ukochanego podjeżdżającego pod blok na motorze. Może nazywaliby cię żoną aspiranta gratulując takiego skarbu pod dachem. Może gdybyś nie zraniła pełnego miłości nastolatka trafiłabyś w identyczny sposób na siatkarza stając się dla niego prawdziwą dziewczynę, której nie chciałby zranić, a jedynie wyznawać ci szczere kocham cię. Obrysowując skomplikowany wzór na złotym Iphonie z przerażeniem odczytałaś imię i nazwisko nadawcy najnowszej wiadomości. 

-Kotek, idę zatankować, bo inaczej dalej nie pojedziemy, chcesz kebaba albo hot-doga? -nachylił się nad twoim uchem i przesunął dłoń po skórzanym pasku układając ją na wewnętrznej części uda, a ty wyczułaś przyjemne mrowienie i przypomniałaś sobie każdą sekundę z waszej pierwszej nocy po powrocie mającej miejsce wczoraj. 

-Nie jestem głodna, mam jeszcze drożdżówki. -wskazałaś na papierową torebkę i dotykając jego policzka przypomniałaś mu o świecącej kontrolce, a on momentalnie zamknął drzwi uśmiechając się do ciebie szeroko. -Tak bardzo cię skrzywdziłam, a ty jeszcze potrafisz do mnie napisać? 

Opuszkami palców dotknęłaś jego uśmiechniętej twarzy w kółeczku; minęły dwie minuty od otrzymania powiadomienia, dlatego pośpiesznie chciałaś przeczytać pretensje i zapomnieć. Pewnie oskarżał cię o zniszczenie życie, zmarnowanie czasu czy niepodjęcie studiów. Byłaś jego osobistą powodzią, ale odbywałaś karę za każdy popełniony błąd. Podziwiałaś jego odwagę, ponieważ ty na jego miejscu zatrzęsłabyś się i po raz czwarty spróbowałabyś zakończyć istnienie ziemskie; spojrzałaś na ostatnią konwersację i cicho się zaśmiałaś wracając do tamtych czasów. Byłaś o sześć kilogramów szczuplejsza, kiedy wysyłałaś mu zdjęcie w nowej bieliźnie, a w tle stał jego kask z napisem #piateksiódmawieczorem. 

-To dla pani uciekam z fizyki, kupuję dwie czekolady i biegnę z całych sił na koniec miasta nie czekając na żaden podmiejski. -przeczytałaś to ze łzami w oczach i przesunęłaś w dół chcąc wiedzieć, co ma ci teraz do powiedzenia. -Przepraszam, że pozwoliłem cię zranić, byłem odcięty od rzeczywistości i nie mogłem cię ostrzec, dzisiaj wychodzę i chciałbym się z tobą spotkać.


***

Ustawiłaś się wózkiem terenowym obok zasypanej złotymi i czerwonymi liśćmi ławce zerkając ostrożnie na tabliczkę szpitala psychiatrycznego. Ze łzami w oczach patrzyłaś na kraty w oknach, lekarzy przechodzących w białych kitlach i skuliłaś się mocniej, kiedy słyszałaś przeraźliwe krzyki dochodzące z parteru. Czy on po wyjściu z tego miejsca będzie w stanie prawidłowo funkcjonować? Czy będzie chodził w te same miejsca? Czy będzie przeżywał najlepsze przygody, które powinien robić młody chłopak? Czy będzie w stanie kogoś kochać, przytulać i zapomnieć o tobie na tyle skutecznie, że słysząc imię Marianna uśmiechnie się na tyle serdecznie, jakby kojarzyło mu się z ukochaną babcią? Czy zazna spokoju, podejmie studia, wynajmie mieszkanie w centrum miasta i zainteresuje się polityką? Czy wybuduje dom, posadzi drzewo i spłodzi syna? Czy będzie takim Konradem, który ochoczo przemierzał szkolne korytarze i biegł do klas chwilę po dzwonku? Założyłaś kosmyk włosów za ucho widząc jego rozglądającego się po okolicy zapinającego kurtkę i wpatrującego się w ciebie z przerażeniem. Wystraszył go wózek inwalidzki, ale byłaś na to przygotowana i ruszając do przodu chciałaś zostawić go bez słowa. 

-Stój! Chociaż teraz mi nie uciekaj. -podbiegł do ciebie i blokując ci drogę przykucnął układając torbę sportową obok siebie. 

-Weź o nic nie pytaj. - zaczęłaś zdzierać hybrydę wykonaną przed tygodniem przez zaprzyjaźnioną kosmetyczkę, która coraz częściej odwiedzała cię w domu niż widziała w swoim gabinecie. 

-Słyszałem o twojej chorobie i bardzo ci współczuję. Chciałem spotkać się z tobą ten ostatni raz i odciąć się od starego życia. Jednocześnie cię przepraszam i dziękuję. Przepraszam za Wojtka, który tak perfidnie cię zniszczył. Dziękuję za to, że mogłem być twoim nielegalnym chłopakiem albo kochankiem. Zamykam cię w przeszłości i chciałem ci oznajmić, abyś nie miała do siebie pretensji, bo nie jestem na ciebie zły. Gdzieś w głębi serca dalej cię kocham, ale to uczucie już nie wchodzi w grę. 

-Cieszę się, że nie chcesz mnie zabić, chociaż byłoby to najmądrzejsze rozwiązanie. -zapięłaś guziki od męskiego swetra i zaczęłaś wyczuwać zapach deszczu. -Kończysz terapię szczerą spowiedzią? 

-Zgadłaś, dlatego trochę mi wstyd, że się przed tobą zwierzam, ale chcę ruszyć do przodu. Dostałem się na anglistykę i poznałem dziewczynę mojego życia. W maju pisze maturę i później zamieszkamy razem w Łodzi, wyjeżdżam stąd jak najdalej i chcę być pełnym energii Konradem. -założył czapkę z daszkiem. Porozumiewamy się bez słów i to ona spowodowała, że się nie zabiłem, a tobie życzę wszystkiego dobrego, wróć do Radka. -podniósł się i delikatnie cię obejmując dotknął wargami ciepłego czoła, a następnie odszedł pewnym krokiem i wtulił się w wysoką brunetkę z grzywką związaną w kucyka. 

***

-Kochanie, wróciłem! Mam sushi, twoją ulubioną gazetę i romanse, chociaż uważam, że sam jestem w stanie ci to zagwarantować, ale czytaj co chcesz. -brunet wchodząc do sypialni wypuścił wszystko z rąk spoglądając na nią leżącą nieruchomo w białej pościeli z dziurą w głowie. -Jezu Chryste, Marianna! -podbiegł i sprawdzając puls nie mógł uwierzyć, że niczego nie wyczuwa, odsunął służbową broń i objął jej zimne ciało. -To dlatego się tak przymilałaś, kiedy wpisywałem pin do sejfu, nienawidzę cię za to. -wziął kartkę i dotknął każdej litery zapisanej czarnym atramentem. -Nie chcę się użalać, ale tak będzie najlepiej dla wszystkich, nie będę dla was dłużej ciężarem i podzielę los mojej babci oraz Ignacego. Wiem, że moim nowym domem stanie się piekło, ale żyjcie dla siebie, a nie dla mnie. Przeżyłam najpiękniejsze chwile; dziękuję każdemu, a najbardziej Radkowi, który zaufał mi na tyle, że przygotował nowy pierścionek, ale będzie bardziej pasował do starszej posterunkowej Kowal, bo przecież trzeba być ślepcem, żeby nie widzieć, jakim uczuciem cię obdarzyła. I teraz jestem ciemnością, ale prawdziwą, bo pamiętajcie, że kolory na niby nie powinny mieć najmniejszego znaczenia. Do zobaczenia tam na górze, wasza M. 

I nigdy nie uwierzę, że tak musiało być. I nie wiesz jak ciężko się oddycha. Jak bardzo się potykam.

***

to moje ostateczne pożegnanie z wami w tym roku.
dziękuję ślicznie za wasze komentarze i liczne pochwały
i proszę mnie nie zabijać za zakończenie, ale tak miało być
zapraszam tutaj pożegnanie
i oficjalnie mówię wam do zobaczenia, pamiętajcie o spamie

czwartek, 30 sierpnia 2018

rozdział dziewiąty

Spokojna przestrzeń tuli nas powietrzem.
Cały nasz świat, cały świat. 

W twoim mieszkaniu zawsze było bezpiecznie; miałaś jego, ulubione kolory farb na ścianach, świeże pelargonie w przezroczystym wazonie ustawione na środku stołu i drugi komplet kluczy, które chciałaś mu podarować tego wieczoru. Budząc się rano wierzyłaś, że twój dwudziestosześcioletni chłopak dorośnie do odpowiedniego zachowania, objawy przeminą, znajdziecie wspólne kompromisy, zaakceptujecie większość swoich wad, pokochacie zalety i wspólnie przejdziecie przez trudną i krętą drogę jaką było życie. Podciągając kolana do podbródka wiedziałaś, że złudzeniem nie dasz rady się nakarmić, we wzroku bruneta brakowało tej nadziei goszczącej po każdym przebudzeniu; patrzył na ciebie jak na największego wroga, dziewczynę, która zawiodła jego uczucia, jakby siłą wyrwała serce i zmiażdżyła je boleśnie. Pełen złości wbił nóż w deskę, przeszedł po kawałkach potłuczonego kubka, zapomniał czym jest wsparcie i siadając naprzeciwko ciebie zaśmiał się na tyle gorzko, że świat stracił kolory, cukierki słodkość, a ty nie mogłaś uwierzyć, że obdarzyłaś go miłością, której w wyścigu szczurów ludzie sobie odbierali i nie przyjmowali jej z niekończącą się radością. Czym zawiniłaś? Czy od początku pozwoliłaś na takie traktowanie przyzwyczajając go do tego z każdym kolejnym wspólnie rozpoczętym i zakończonym dniem? Akceptowałaś jego ucieczki po nocach pełnych uniesień, nie krzywiłaś się, kiedy nie przynosił bukietów składających się z całej rabatki w rodzinnym ogrodzie, nosiłaś podarowaną przez niego koszulkę, literę imienia i skorzystałaś wiele razy w zimowe wieczory z jego swetrów czy klubowych bluz. Co takiego ominęłaś w przeciągu tych dwóch lat? Nie był czułym mężczyzną jak Radek, nie podejmował ryzyka, które kochał Konrad, był inny i ty tą inność w nim polubiłaś. Nie przeszkadzało ci, że nie znasz jego rodziny, wielu faktów z przeszłości. Nie miałaś mu za złe, że nie pokazywał ci fotografii z dzieciństwa czy nie opowiadał historii przepełnionych śmiechem. Był spokojnym, nieprzechwalającym się Wojciechem, a ty dziękowałaś losowi, że postawił ci takiego człowieka w słoneczny dzień na ulicy Gdańska. Momentami należał do ulotnych, ale czy ty taka nie byłaś? Nie spędzałaś każdego dnia obok narzeczonego, a następnie przypomniałaś sobie gorące uczucie z uczniem technikum, przy którym byłaś tylko w nocy, kiedy pozbywał cię ubrań, pozwalał na wielkie emocje i obejmował cię najmocniej jak tylko potrafił oczekując bladego świtu. Dałaś wam chwilę i nie chciałaś tego przerywać, bo nie przedstawiał cię znajomym czy bliskim, nie wychodził na balkon wykrzykując, że ma najcudowniejszą dziewczynę na świecie. Sądziłaś, że jest zablokowany jeżeli chodzi o większą relację niż przyjaźń między kobietą, a mężczyzna, ale z tego powodu nie chciałaś go przekreślać. Kochałaś go takiego jakim był i wiedziałaś, że zaskoczy nieraz, a ty przed snem będziesz wyobrażała sobie wyjątkową przyszłość. Teraz trzęsłaś się jeszcze bardziej, nie potrafiłaś spojrzeć w przepełnione wściekłością oczy, pierwszy raz poczułaś się zagrożona i to nie na niby. Czułaś prawdziwy strach, kiedy rzucił w twoją stronę ramkę ze zdjęciem klasowym, o które wcześniej pytał i sprawił, że wszystkie wspomnienia odrodziły się w twojej głowie. 

-Cześć, moja piękna M. -odgarnął ci z czoła każdy kosmyk włosów, a ty nie widząc w jego spojrzeniu żadnego wsparcia, a największą kpinę chciałaś znaleźć się pod ochroną jak wybrane gatunki zwierząt czy roślin. -Nie przypominam czy kogoś? Wiesz ja zauważyłem podobiznę do Konrada, czyż nie mam racji? Pamiętasz go jeszcze?

-Wojtek, ale o czym ty mówisz? Skąd znasz mojego byłego ucznia? -z przerażenia schowałabyś się nawet w ciemnej szafie, aby nie kontynuować tego koszmaru. 

-Chyba chciałaś powiedzieć byłego ucznia i kochanka, prawda? -zacisnął wargi w wąską linię. -Jestem jego kuzynem i byłem tutaj, aby zabawić się tobą w identyczny sposób. Zrobiłem ci nadzieję, rozkochałem w sobie, a teraz mam zamiar porzucić, bo przecież to takie łatwe i przyjemne. 

-To nie może być prawda. -zaczęłaś szlochać w taki sam sposób jak po stracie starszego brata. -Ja nie chciałam go skrzywić, ale nie mogłam również pozwolić, abym stała się dla niego ważniejsza od nauki, miał tyle planów, że musiałam odejść, bo inaczej nie spełniłby żadnego z marzeń. 

-A myślisz, że teraz spełnia wszystkie marzenia? Konrad od dwóch lat jest w psychiatryku, podczas każdej wizyty wspomina o tobie, nic nie wie o tej zemście, ale musiałem się odegrać, bo inaczej nie mógłbym spojrzeć mu w oczy ani spokojnie zasnąć. -zapiął walizkę i zabierając bluzę z suszarki ponownie stanął przy tobie. -Zmarnowałem ci tyle samo dni, co ty zabrałaś jemu. Wiesz, że trzy razy próbował popełnić samobójstwo? 

-To jakiś koszmar. -jęknęłaś chowając twarz między kolanami. -Nie chciałam mu zniszczyć życia. Myślałam, że napisał maturę i zaczął studia na upragnionym kierunku. 

-Maturę napisał i z każdego przedmiotu zdobył więcej niż sześćdziesiąt pięć procent. -uśmiechnął się i pokazał ci jego zdjęcie wykonane tydzień temu; miał inną fryzurę, siedział na ławce w koszulce w serek, która była jego znakiem rozpoznawczym, na kolanach trzymał bordową kurtkę, ale w oczach miał taki przerażający smutek, że miałaś ochotę go przytulić, a przelotnie zerkając na całą jego sylwetkę dostrzegłaś blizny na rękach i zrozumiałaś, że zadałaś mu okropny ból i nigdy nie wyspowiadasz się ze swoich ciężkich grzechów. 

-Zanim wyjdziesz. -przytrzymałaś go za rękaw. -To wszystko było zaplanowane od A do Z? 

-Tak, obserwowałem cię od kilku dni i tamtego dnia przytrafiła się ku temu najlepsza okazja. Nawet specjalnie podmieniłem telefony, zemsta potrafi być słodka, skarbie. -musnął twój policzek, a ty czując obrzydzenie do siebie samej najchętniej pocałowałabyś jego suche wargi, a słysząc trzask drzwi, który towarzyszył ci podczas rozstania z Radkiem zrozumiałaś, że przegrałaś wszystko bez wyjątku. 


***

Trzymałaś głowę na jego kolanach, on bawił się jednocześnie twoimi pofalowanymi włosami i cienką kokardką na jednym z ramiączek od czarnej koszulki nocnej; coraz częściej zasypiałaś z nim w hotelu, ryzykowałaś utratę nieposzlakowanej opinii, kiedy przekraczałaś próg jego domu, ale kochałaś ten stan, gdy sprawdzając zaległe sprawdziany mogłaś czuć zapach jego żelu pod prysznic, wpatrywać się w ulubiony od dwóch lat odcień tęczówek, wysłuchiwać równomiernego bicia serca i piłaś z nim kawę z jednej filiżanki. Na początku waszej znajomości myślałaś, że to będzie przelotny romans zakończony po szybkim seksie; liczyłaś, że znajdzie dziewczynę w odpowiednim wieku i zapomni tak szybko, jak zjawił się tamtego popołudnia w pokoju nauczycielskim. Nie znalazł, a ty z każdą dodatkową świeczką na urodzinowym torcie widziałaś jak zmienia się w dobrym kierunku, aby dorównać tobie i poprzedniemu partnerowi. Wiele razy powtarzał, że nie chce cię zawieść i tymi zapowiedziami potrafił utopić cię w łyżeczce niespotykanych uczuć. Łatwiej było ci z nim rozmawiać, dzielić się zmartwieniami i otaczała cię spokojna przestrzeń, kiedy obserwowałaś go każdego dnia widząc w nim kogoś więcej niż jednego z dwudziestu siedmiu wychowanków. Opuszczając go na kilka godzin, dzień czy ewentualnie tydzień zadawałaś sobie pytanie co takiego brakowało w byłym narzeczonym? Tu nie chodziło o nadmiar godzin, które spędzał w wojewódzkiej komendzie policji; dotarło do ciebie, że chciałaś zrobić na przekór ojcu, był jego szefem i musiał znosić komentarze pozostałych pracowników o tym, że przyszłego zięcia traktuje w lepszy sposób od mających wyższy stopień doświadczonych policjantów. Chciałaś zemścić się na nim za jego wszystkie zakazy, nakazy, opiekuńczość, a podrywając Radka zdobyłaś jego serce i oddałaś mu swoje nie orientując się nawet, w którym momencie go pokochałaś na tyle mocno, że dopóki nie zamieszkaliście razem nie mogłaś zasnąć w pustym łóżku. Posypało się, bo wyczuwając adrenalinę od siedemnastolatka wiedziałaś, że możesz mieć wszystko i to z fanem motocykli czekają cię wielkie niespodzianki i wspaniałe przygody. 

-Tęsknię za wakacjami, uwielbiałem ten czas, kiedy spędzaliśmy razem prawie dwa miesiące. - skradł przelotny pocałunek. -Czy będę mógł przychodzić do gabinetu pani pedagog, kiedy skończę lekcje, a ty będziesz uzupełniała tonę niepotrzebnych dokumentów? -zaczął prasować jasną koszulę spoglądając na spodnie, które leżały tuż obok ciebie. 

-Konrad, tego już za wiele! Wiesz co by się stało, gdyby przyłapali nas w mojej klasie? To nie wyglądałoby na godzinę wychowawczą. 

-Jestem dorosły, po prostu chciałem wypróbować wytrzymałość twojego biurka i nic więcej. -wzruszył ramionami i zrobił minę niewinnego dziecka. -Ogólnie nie podobają mi się plotki, które pojawiły się w szkole tydzień temu. Wszyscy mówią, że planujesz odejść. 

-Planuję, ale miałeś się dowiedzieć o tym w inny sposób. Krótko mówiąc jestem szantażowana przez twoją panią od angielskiego, przyłapała nas na pocałunku i chce zająć moje miejsce w szkole. 

-O kurwa. -przeczesał nerwowo włosy i wyłączył żelazko. -Co my teraz zrobimy? Marysia, przecież ty stracisz pracę, a mnie mogą zawiesić w prawach ucznia. 

-Od przyszłego miesiąca zaczynam pracę w przedszkolu, wczoraj na biurku dyrektora położyłam zwolnienie i znikam z tej szkoły. -objęłaś go i zaczynając głaskać po policzku musiałaś przekazać mu całą prawdę. -Znikam również z twojego życia, Konrad. Nie mogę zmarnować ci szansy na dobre życie, musisz skupić się na sobie, a nie na naszym romansie, który zabiera ci cenny czas. 

Ten poranek odmienił cały jego świat łączący się z twoim pod każdą kwestią; na początku będzie trudno poradzić sobie z nową rzeczywistością, ale wiedziałaś, że nie mógł popełniać błędów na korzyść miłości będącej zakazanym owocem, po którą sięgnęłaś bez żadnego zawahania. Wyszłaś z hotelu dojrzalsza i pewniejsza siebie; przeżyłaś piękne dni, ale nie mogłaś przysłonić mu realizacji marzeń. Pozwoliliście na rozwój wydarzeń, które mogły jedynie wymyślić się w jego głowie przed snem i wzruszając ramionami dostrzegłaś jego smutek i wolę walki. Nie mógł o ciebie walczyć, musiał ułożyć sobie życie, które zaakceptowałaby cała jego rodzina. Wszystko zostało stracone, pogrzebane na dnie serce, uczucie zniknęło trzy metry pod ziemią, a ty nie chciałaś udawać szczęśliwej, gdyby zamiast lepszej przyszłości wybrał ciebie rezygnując z siebie w całości. Gdybyś wiedziała, że utopiłaś go, zabiłaś wszystkie normalne cząsteczki zostałabyś nawet wtedy, gdy upadłabyś mocno, zniszczyłabyś swoją reputację, potwierdziłabyś plotki grona pedagogicznego, uczniów i uśmiechających się sąsiadów. Nie zawróciłaś, nie wpadłaś w jego ramiona, nie pozwoliłaś, aby codzienne gazety rozpisywały się na temat romansu nauczycielki z wychowankiem. Chciałaś być tą Marianną, która pracuje, pomaga innym w rozumowaniu świata nie tylko w ojczystym języku, realizuje każdy zawodowy cel i nie musi tłumaczyć rodzicom, że nie robi nic złego w hotelowych pokojach. Chciałaś dać im święty spokój, który został zakłócony po śmierci babci Róży i Ignacego. Nie potrzebowali więcej zmartwień, a ty nie chciałaś rozglądać się wokół i skrywać swojej twarzy w ogromnym kapturze, kiedy spotykaliście się publicznych miejscach. 

***

Błękit nieba równał się z odcieniem twoich paznokci; siedziałaś na wysokim stołku i wpatrywałaś się w zręczne ruchy matki wykonującej pierogi ze szpinakiem. Doświadczyłaś w życiu tak wiele, że mogłabyś powtarzać bez końca jedno zdanie - można przyzwyczaić się do wszystkiego. Przyzwyczaiłaś się do codzienności bez Radosława i Konrada. Uczyłaś się akceptować każdy dzień bez Wojciecha; nie potrafiłaś włączyć kanału sportowego, nie szukałaś go na ulicach, nie obwiniałaś, nie wracałaś do przeszłości, którą starałaś się zrozumieć. Nic już nie chciałaś. Poddałaś się odbierając wyniki badań; oznajmiając rodzicom, że jesteś chora nie słyszałaś ich przepełnionych skruchą głosów. Od nich uzyskałaś wsparcie; ojciec znosił cię na rękach, kiedy nogi coraz częściej odmawiały posłuszeństwa, matka wzięła zwolnienie w pracy, ale ty wiedziałaś, że przychylając cały świat i nawet dając gwiazdkę z nieba nie obronili swoich bliskich przed odejściem. Zazdrościłaś pielęgniarce, że stwardnienie rozsiane jej nie dotknęło, ale wiedziałaś, że więcej bólu przyniosło jej odejście kobiety, która wspierała ją w każdej chwili, zagwarantowała dobre dzieciństwo i była z nią na każdym kroku. Więcej nacierpiała się po odejściu syna, tego którego zapragnęła w młodym wieku będąc na studiach, tego którego urodziła mimo, że nie była niczego pewna i tego, którego pokochała całym sercem, kupiła mu konia przygotowując się na kłótnie z mężem oraz była gotowa zrobić każdą jego ulubioną potrawę. Sięgając kule wspierające cię przy każdym ruchu zerknęłaś na wózek inwalidzki i widziałaś w nim przyszły, jedyny pojazd; przestałaś marzyć o zmianie samochodu, a mieszkanie na przedostatnim piętrze przestało być twoim azylem, co dotarło do ciebie późnym wieczorem, gdy wywieszono ogłoszenia o awarii windy, a ty zostałaś uwięziona przez jedno urządzenie. Wychodząc z domu zlekceważyłaś deszcz. Miałaś zrezygnować z widoku Gdańska z powodu nieodpowiedniej psującej humory pogody? Nie chciałaś siedzieć na łóżku, wyliczać objaw, które mogły dotknąć cię w każdej chwili i załamywać się nad swoim marnym losem. Przechodząc przez park cieszyłaś się na widok opadających liści, wiewiórek siedzących na drzewach i delektowałaś się ciszą wiedząc, że ludzie albo idą do pracy, albo ją opuszczają w pośpiechu, aby zrobić zakupy, odebrać dzieci ze szkół lub iść na umówione wizyty. Spokój został przerwany, kiedy zostałaś pociągnięta za włosy; te które bez żalu ścięłaś w poprzednim tygodniu, nie było Marianny z długimi brązowymi włosami, była ta z krótkimi ledwo sięgającymi do ramion w odcieniu czerni. Czy kiedy płeć piękna zmienia wizerunek automatycznie jest gotowa na zmiany w życiu? Ty byłaś i opracowany plan był dostępny tylko do ciebie. Z przerażeniem poczułaś jak ktoś przykłada broń do twojej skroni i wyczuwając woń alkoholu pożałowałaś swojego wyjścia. 

-Rzućcie broń albo rozwalę jej tą piękną twarzyczkę!

Odwrócił cię przodem do policjantów, a ty dostrzegając Radka w mundurze i z zarostem byłaś gotowa na wszystko; gdyby przestępca teraz strzelił poczułabyś się wolna jak ptak. Kiedyś stwierdziłabyś, że znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, teraz byłaś w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i ktoś zupełnie ci anonimowy mógł pozbawić cię całego cierpienia nie pozwalając ci na całkowitą utratę czucia w kończynach dolnych i górnych, nie musiałabyś zmierzać się z większym osłabieniem, a do ostatniego oddechu, słowa i myśli widziałabyś świat bez zmian nie oczekując, że znienacka zaatakuje cię prawdziwa ciemność. 

Lecz zanim ktoś
spróbował trzeźwiej trochę myśleć
to, już dawno było ciemno.


***
wiem, że mam zaległości, ale REMONT tłumaczy wszystko
we wrześniu epilog, jakie zakończenie sobie wyobrażacie?
przygotujcie się do ostatniego wpisu i pewnej wiadomości na mojej podstronie
pozdrawiam z jedynego kącika, w którym jest miejsce dla mnie i laptopa

środa, 22 sierpnia 2018

rozdział ósmy

Ja jestem dym, a ty płomień.
Wije przy tobie się jak wąż ogonem.

Zapinając haftki od beżowego stanika zaczęłaś spoglądać na niego pakującego się w pośpiechu; z tego co zapamiętałaś najbliższy mecz miał odbyć się za równe sześć dni, a on pokrętnie tłumaczył, że jesteś w błędzie, chociaż miałaś wyświetlony terminarz wszystkich spotkań na obecny rok. Rzucając się z powrotem na poduszkę zrozumiałaś czym jest naiwność. Ludzie z większym wykształceniem od ciebie potrafili wpadać w pułapki uczuć, a ty przestałaś widzieć w nim najmniejszą ilości zaufania, inspiracji i wsparcia. Jeszcze rok temu był twoim przyjacielem, bratnią duszą i chłopakiem zasługującym na medal; nie przejmowałaś się jego porannymi ucieczkami czy przebywaniem w twoim mieszkaniu jedynie po porażkach, kiedy w jego oczach można było ujrzeć łzy, ale teraz stresując się przed odbiorem wyników chciałaś mieć czystą teraźniejszość bez kłopotów zatytułowanych jego nazwiskiem i imieniem. Był największym miłosnym błędem, ale bałaś się powiedzieć stanowcze wynoś się, liczyłaś na cud, który mógłby pojawić się w innej rodzinie, innym mieście, a najszybciej na zupełnie innym kontynencie. Najgorsze były podrygi twojego serca na widok bruneta wychodzącego z owiniętym ręcznikiem wokół bioder, kładącego głowę na twoich kolanach, kiedy potrafił zatrzymać się na dłuższą chwilę oglądając wybierane wspólnie filmy albo zwyczajnie w momencie pukania do drzwi, z czego był najbardziej znany. Miałaś coraz więcej wątpliwości, ale leżałaś w łóżku jakby zablokowana; nie chciałaś w jednej chwili zakończyć tylu dni, tak skrupulatnie obliczanych przez siatkarza występującego na pozycji przyjmującego. Widać było, że miał na tym punkcie większą obsesję niż na twojej osobie, która była zdolna zrobić wszystko, aby zatrzymać go przy swoim boku obdarzając go najbardziej pożądanym uczuciem rodzącym się między kobietą, a mężczyzną. 

-Jestem brudny, że tak na mnie patrzysz? -podszedł do lustra szukając śladów zanieczyszczeń. 

-W którym paragrafie zabroniono patrzeć na ukochanego? -usiadłaś na kolanach i pociągnęłaś go w stronę łóżka. -Zanim wyjedziesz chciałabym wiedzieć na czym stoję. 

-Kotek, ale ja będę w Gdańsku, muszę tylko więcej czasu poświęcić na intensywne treningi, ale obiecuję, że do samego wyjazdu nie będziesz spała w samotności. 

-Dlaczego nie możemy być zwyczajną parą? Mógłbyś się do mnie wprowadzić, od czasu do czasu pozować do wspólnych zdjęć, zwyczajnie powiedzieć kocham cię i nie być partnerem na niby, który istnieje jakby tylko w moich wyobrażeniach. Chciałabym przedstawić cię rodzinie, moim znajomym i chodzić z tobą na spacery po mieście, iść na romantyczną kolację albo uczestniczyć w meczach na żywo niejako zwykła fanka, ale twoja dziewczyna, która trzymałaby kciuki tak mocno, że wbijałabym sobie paznokcie w skórę.

-Musimy być tacy jak wszyscy? Mi jest dobrze tak jak jest i boję się zmian. Kochanie, życzę ci dobrego dnia, a ja wrócę wieczorem, do zobaczenia. 

Dotknęłaś koniuszkiem języka opuchniętej wargi, na której składał pocałunki przez całą noc zagryzając ją ostrymi zębami; podbiegając do balkonu nie widziałaś jego ani samochodu, którego był właścicielem. Gdyby ktoś zapytał czy jesteś w związku byłoby ci trudno to udowodnić; pojawiał się w twoim życiu i znikał z niego równie szybko jak pokonując schody na odpowiednie piętro. Może był prawdziwy, ale zwyczajnie nie przy tobie i nie dla ciebie.

***

Patrzyłaś z ogromnym bólem, kiedy brunet przykładał młotek do różowej świnki z podpisem 'zbiórka na mieszkanie'; wiedziałaś, że skarbonka jest rzeczą nabytą i w każdej chwili kupiłabyś taką samą w osiedlowym sklepie, w którym ceny zaczynały się od pięciu złotych wzwyż. Uśmiechnął się na widok pokaźnej sumy; jego część pochodziła z dodatkowych służb, natomiast twoja z korepetycji u Konrada, które naprawdę dokładałaś z własnej pensji obawiając się, że policjant wcześniej czy później wszystkiego się domyśli. Wspólne zobowiązania brzmiały poważnie, a ty z miłej i słodkiej dziewczyny zamieniałaś się w taką, która gubiła się w obcych ramionach w każdą noc, kiedy wieloletni partner rezygnował z wolnego i zgadzał się bezproblemowo na pojawiające się zastępstwa. Przestałaś obawiać się konsekwencji; pogodziłaś się z tym, że nie jesteś wierną narzeczoną, a żale i pretensje pojawiały się w szkole, kiedy zasmucony wychowanek musiał przyglądać się szczęśliwym parom i łapać z tobą jedynie kontakt wzrokowy, który przeradzał się w ogromną tęsknotą. Pogubiona z niewyjaśnioną przeszłością brnęłaś w romans nie widząc w nim żadnego zła. Podchodząc do ukochanego i składając na jego policzku ostatni pocałunek przygotowałaś zbiór książek, które zabierałeś ze sobą do wzmocnienia twojej wiarygodności. 

-Korepetycje? -spisał na kartkę ilość pieniędzy i schował je do szkatułki zamykając na klucz. -Biedaczek pewnie przeklina piątkowe wieczory, kiedy zamiast spotkań z dziewczyną czy kumplami musi wkuwać nową ilość słówek i pisać maile czy inne wypracowania. 

-Niekoniecznie, chce coś osiągnąć w życiu i jest na dobrej drodze do tego. -wzięłaś potajemnie kosmetyczkę i przerwaną w jednym miejscu ładowarkę. -Mam na ciebie czekać?

-Kończę przed czwartą, więc śpij spokojnie. -wziął uprany mundur i zaczął kierować się również się do wyjścia. -Zaczekaj, bo muszę cię jeszcze o czymś poinformować. -złapał cię za dłoń. -Ciesz się kochanie, że Konrad nie jest piętnastolatkiem, bo za współżycie z nieletnim groziłoby ci nawet do dwunastu lat! Ubrania, moje pieniądze i pierścionek zaręczynowy odbiorę w przyszłym tygodniu, powodzenia na nowej drodze życia. 

Podskoczyłaś, kiedy przeraźliwy trzask ciemnych drzwi rozniósł się po całym mieszkaniu powodując, że szyby zatrzęsły się wraz z twoim ciałem. Naruszono ustalony porządek; nie byłaś w stanie się ruszyć, widział was, a może wszyscy uczniowie szepczący na korytarzach byli świadkami tego samego co aspirant? Chciałaś zakopać się pod ziemię. Chciałaś zniknąć. Chciałaś znowu mieć osiemnaście lat, kiedy poznawałaś miłość swojego życia. Zwyzywałaś się w myślach najgorszymi epitetami. Mogłaś zapomnieć o projektowaniu wspólnych zaproszeń na przesunięty ślub, mogłaś wyrzucić białe dziesięciocentymetrowe szpilki na parking, ale nie mogłaś uwolnić się od wspomnień nocy z zeszłego tygodnia. Nie było go przy tobie, ale czułaś zapach jego perfum, dezodorantu get ready, pianki do golenia. Nie widząc fana motocykli od siedmiu dni wyobrażałaś go sobie w uwielbianych przez niego koszulkach w serek i z otaczającą magią wokół jego osoby. Był pociągający jak na swój młody wiek; wiele razy słyszałaś plotki uczennic, które zachwycały się każdym jego spojrzeniem, uśmiechem czy ruchem. Wypijając na odwagę grejpfrutowe piwo odczytałaś kolejną wiadomość; od samego rana przypominał, że pięknie będzie zacząć z tobą nowy dzień czując, że to był najlepszy rok w jego życiu. Nie kłamał, udowodniał ci to na każdym kroku, a ty również nie żałowałaś wspólnego czasu dzielonego między nim, a Radkiem. Założyłaś najwygodniejsze buty i nawet nie wiedząc kiedy zapukałaś do innych, kolejnych hotelowych drzwi; nigdy nie wybieraliście tego samego miejsca na spotkania, a i tak zostaliście przyłapani jak małe dzieci na podjadaniu piasku. 

-Cześć, moja piękna M. -jego niski, zmysłowy głos przeniknął cię na wskroś, dotarł do uderzającego z całych sił serca i szpiku kości. -Coś się stało, kochanie? Jesteś przeraźliwie smutna. -rozumiał cię bez słów lepiej niż matka, ojciec czy już były narzeczony. 

-Od dzisiaj jestem tylko twoja, ale musimy bardziej uważać. -usiadłaś na łóżku i wzięłaś na dłoń dwa płatki białych róż. -Musisz mi pomóc zdjąć ten ciasny diamencik. -zaskoczona wpatrywałaś się w niego mając przez chwilę wrażenie, że jesteś Julią Roberts w filmie 'Mój chłopak się żeni' 

-Voila! - wysunął język z pierścionkiem, który otrzymałaś na przedostatnim dniu waszego urlopu sącząc drogiego szampana. 

Tą jedną czynnością spowodował, że wybuchnęło skumulowane pożądanie, którego brakowało każdego dnia; słysząc jego gardłowy pomruk przyzwyczajasz się do tego, że jesteś zaplątana w niewłaściwym i nieakceptowanym przez innych związku. Czy czułaś strach? Ogromny, lecz chciałaś żyć chwilą łapiąc ją kurczowo. Popchnęłaś go na ścianę tak brutalnie, że kolorowe lampiony spadają w dół między nogi, a on zrywając z ciebie czerwoną sukienkę z wiązaniem na szyi powoduje, że oprócz bielizny nic was nie dzieli. Czując jego gorące pocałunki na brzuchu śmiejesz się głośno, kiedy spogląda na ciebie z politowaniem. 

-Znowu nic nie jadłaś? -przełyka ślinę i wyciąga z szafy nowy kombinezon motocyklowy. -Kochać możemy się później, a teraz jedziemy na najlepsze naleśniki na świecie. -podaje ci drugi kask z naklejką #piąteksiódmawieczorem. 

***
Gdybyś wiedziała, że zapalenie nerwu wzrokowego było najlżejszą z możliwych objaw cieszyłabyś się w gabinecie okulisty jak dziecko stawiające pierwsze kroki. Wówczas przypuszczano u ciebie chorobę zakaźną spotykaną często na poczekalniach; leczyłaś zapalenie zatok, przyjmowałaś wiele leków, ale oficjalna diagnoza spadła jak grom z jasnego nieba. Idąc do mieszkania zastanawiałaś się czy można z tym żyć? Nie chciałaś kontaktować się z rodzicami, bo słysząc co jest powodem ciągłych drętwień i nerwobóli twarzy wiedziałaś, że skrywali przed tobą sekret na tyle okropny, że nie wybaczysz im tego do ostatniego wykonanego oddechu. Gubiąc na schodach klucze od mieszkania całe zgromadzone nerwy wydostały się na wewnątrz. Czy teraz tak będzie codziennie? Wszystkie przedmioty zaczną lecieć ci z rąk? Czy staniesz się kolejną właścicielką inwalidzkiego wózka, na którym do tej pory poruszali się zaatakowani tą samą chorobą członkowie rodziny? Babcia Róża i starszy brat Ignacy musieli zmagać się z tym samym problemem. Niedbałym kopnięciem uderzyłaś zamknięte drzwi windy, a widok Wojtka siedzącego na wycieraczce nie potrafił cię rozczulić. 

-Już miałem zgłosić zaginięcie! Bałem się, ale chyba zrobiłem krok na przód, bo odwiedziłem wszystkie sąsiadki pytając się o moją dziewczynę. -podał ci breloczek z dwoma kluczami; jednym do mieszkania, a drugim do piwnicy, w którym miałaś tylko wieloletni rower. 

-Brawo ty! Zrobisz mi malinowej herbaty? Nie chcę potłuc mojego ulubionego kubka. -wytarłaś rozmazany tusz. -Wojtek, skarbie. -szepnęłaś zachrypniętym głosem. -Ja jestem poważnie chora. Stwierdzono u mnie stwardnienie rozsiane.

Czując, że tracisz grunt pod nogami opadłaś na umyte poprzedniego dnia panele; oprócz twojego upadku usłyszałaś, że bliskie spotkanie z podłogą zaliczył także biały kubek z niebieskim kwiatowym motywem i pochyłym napisem jest fajnie, które dotyczyło tylko twojej przeszłości. Teraz mogłaś stwierdzić, że jest tylko źle i nic tego nie zmieni. Przymykając ciężkie powieki nie zwróciłaś uwagi na jego przekleństwo i syrenę przejeżdżającej niedaleko straży pożarnej. 

Ty jesteś ogień, ja jestem dym.
Nie palę mostów i dobrze mi z tym! 

***

słodyczy tutaj nie obiecywałam.
szykujcie się do dwóch ostatnich spotkań z nimi!
natomiast ja podczas domowego spa lecę na wasze nowe rozdziały.

piątek, 17 sierpnia 2018

rozdział siódmy

Pośród mych natchnień, Twoje łzy, słone.
Błagam, napraw mnie.

Złowrogo nastawiona na zbliżający się poniedziałek usiadłaś na wypchanej przez bruneta walizce i nie przejmując się wzburzonym napojem pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych otworzyłaś kapsel i poczułaś jak z twoich dłoni skapują krople coca-coli tworząc plamy na jasnych spodniach. Przygryzając wargę położyłaś się na łóżku i czując ponowne drętwienie dłoni sięgnęłaś pilot, aby bezczynnie przeskakiwać z jednego kanału na następny; przewróciłaś oczami na powtórki programu mającego premierę rok po twoim urodzeniu, którego prowadzącym był wiecznie młody Ibisz, minęłaś znienawidzone seriale, według ciebie przedłużane przez producentów tylko dla pieniędzy, aż na samym końcu przyjrzałaś się idealnie siwym włosom Urbańskiego i odpowiadając poprawnie na pytanie za dziesięć tysięcy postanowiłaś w ten sposób spędzić cały wieczór. Przed siedemnastą ocierając łzy wielkie jak grochy usłyszałaś wibrację telefonu, który od wielu godzin podłączony był do ładowarki nagrzanej tak mocno, że bałaś się jej dotknąć. W ekspresowym tempie włączyłaś transmisję meczu rozegranego pomiędzy Dafi Społem Kielce, a Treflem Gdańsk i widząc jak Schulz odbiera statuetkę MVP wiedziałaś, że nadawcą drugiego połączenia nie może być Wojciech, który obecnie gratulował starszemu koledze. Nie miałaś najmniejszej ochoty wysłuchiwać żalu matki i pouczeń ojca; nikt inny w ostatnim czasie do ciebie nie dzwonił i jedynie miałaś nadzieję, że brunet ostatecznie się nawrócił i po dwóch tygodniach samotności chce usłyszeć twój głos. Nieznany numer telefonu oznaczał jedynie kłopoty; wolałabyś ponownie przerwać rozmowę z pracownicą banku, która proponowałaby dziesiąty kredyt w miesiącu, ale w ostatnim czasie ktoś niezapisany w twoich kontaktach sprawiał, że nigdy nie odetchnęłaś po wymianie kilku zdań. 

-Nareszcie udało mi się z panią skontaktować. -usłyszałaś kobiecy głos i przerażona stwierdziłaś do kogo należy; odkąd siatkarz nie pojawiał się w twoim mieszkaniu, to ty odwiedzałaś nałogowo ośrodki zdrowia i wydając pensję otrzymaną z początkiem miesiąca czekałaś na wyniki badań. -Chciałabym mieć stuprocentową pewność, jeżeli chodzi o pani chorobę, dlatego serdecznie zapraszam do mojego gabinetu w ciągu najbliższych dni. 

Przed zablokowaniem telefonu spojrzałaś na sylwetkę bruneta pogrążonego we śnie i zerkając na lewą dłoń nie mogłaś powstrzymać się od łez; wszystko wokół cię irytowało, a choroba, która zaatakowała twój organizm musiała być nieuniknioną koniecznością. Zamiast nowych kolczyków czy ubrań zostałaś właścicielką okularów w złotych oprawkach, a narastające niedowłady kończyn przerażały cię coraz bardziej z każdym dniem; miałaś problemy z wykonaniem makijażu, a do pracy byłaś podwożona przez koleżankę tłumacząc jej, że samochód z końca dwudziestego wieku musiał na dłużej zostać u mechanika. Z niepewnością sięgnęłaś dzienniczek babci, który zabrałaś z rodzinnego domu i wyjmując jednobarwną zakładkę wróciłaś do czytania ostatniego z wpisów.


29.08.1992

Moja wnuczka. Moja Marianna. Mój skarb. Moje maleństwo. Codziennie odkąd tylko przyjechała ze szpitala siedziałam przy jej łóżeczku i nie chciałam wracać do swojego pokoju. Na kolanach siedział mój pierworodny wnuk i z wielką troską poprawiał kocyk albo nie pozwalał nikomu podejść tłumacząc, że czerwona kokardka nie jest żadnym zabezpieczeniem. Patrzę z uśmiechem jak rusza rączką przez sen i dotykając czule jej ciemnych włosków zdaję sobie sprawę, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Boję się, ale chcę poczuć się jak człowiek nieuwięziony na wieki w jednym domu z tymi samymi ludźmi. Boję się, że nogi odmówią mi posłuszeństwa, ale chcę zsiąść z wózka inwalidzkiego i odetchnąć za kierownicą. Boję się, ale mam ochotę na kawę z ulubionej kawiarni i gałkę czekoladowych lodów. Mówią, że choroba nie jest wyrokiem, ale po usłyszeniu diagnozy wiedziałam, że długo nie dam rady. Z wielką radością spoglądam na moją zdrową córkę i pragnę z całego serca, aby ominęło to też moje bezbronne wnuki. Kocham Was wszystkich. Róża.

***

Podczas kilku dni w miesiącu świat przestawał istnieć; zapominałaś kim jesteś, kiedy obejmowały cię jego silne ramiona i z precyzją rozpinał twoją sukienkę sięgającą do kostek; jesień zrobiła się na tyle chłodna, że nie potrafiłaś wychodzić z mieszkania bez kurtki, czapki i szalika, a pod spodem mogłaś mieć tylko bieliznę, dla niego nie liczyło się jak wyglądałaś, powtarzał każdego wieczoru, że kocha cię za serce, ten czarujący uśmiech i osobowość jednocześnie anioła oraz diabła. Po wspólnych nocach wymyślałaś wiarygodne alibi; przekraczając próg wynajmowanego mieszkania musiałaś być przygotowana, że aspirant, z którym spotykałaś się od pięciu lat przeprowadzi z tobą prawdziwe przesłuchanie. Odwracając się na brzuch wtuliłaś się w ciepłe ciało obok siebie, dotknęłaś jego miękkiej skóry i czując naprężone mięśnie zaczęłaś się śmiać bez opamiętania, kiedy pogroził ci palcem przed oczami. 

-Nie żegnaj się teraz ze mną. -odsunął się, kiedy chciałaś musnąć jego wargi, ubrać się przed trzecim odrzuconym połączeniem od narzeczonego i wyjść stąd niezauważona. -Mamy rezerwację do południa, a to jeszcze całe cztery godziny, podczas których moglibyśmy powtórzyć naszą noc. -zaczyna ssać twoją wargę i odrzuca kołdrę, aby zachwycać się nagim, jego zdaniem idealnym ciałem. 

-Chyba nie muszę ci powtarzać, że on tam na mnie czeka, spotkamy się w przyszłym tygodniu. 

-Mogłabyś zrobić dla mnie wyjątek, skończyłbym technikum i wyjechalibyśmy stąd nawet na koniec świata. Zerwij z nim, bo inaczej nie przeżyję, że za rok o tej porze przyjdziesz do klasy i przedstawisz się nowym nazwiskiem. -zaszkliły mu się oczy i zaczął całować twoje plecy gładząc kark pokryty piegami.

-Skarbie, ale my nie możemy. -przełknęłaś nerwowo ślinę czując jego oddech na długich nogach. -Rozumiem, że jesteś teraz zły. 

-Cholera! Nic nie rozumiesz, zakochałem się w tobie jak tylko przedstawili cię jako naszą wychowawczynię, kumple z klasy zapoznają mnie ze swoimi dziewczynami, a ja wiem, że tego zrobić nie mogę, ukrywamy się, ale w przyszłości moglibyśmy oficjalnie zostać parą. 

-Nie powinnam była odwzajemnić tamtego pocałunku w basenie, najmocniej cię przepraszam, bo dałam ci złudną nadzieję. 

-Znajdziemy jakiś kompromis, piękna. -chwycił cię w swoje ramiona i ściągnął pogniecioną bluzkę. -Gdybyś go nie odwzajemniła byłoby mi bardzo, ale to bardzo smutno. Wiesz, że od naszego pierwszego pocałunku minęło trzydzieści siedem dni?

Przytaknęłaś głową nie mogąc skupić się na jego słowach, kiedy oprócz bokserek nie miał więcej ubrań na sobie; podziwiałaś każdy zarys mięśni nie omijając żadnego i zachwycałaś się jego postanowieniem; na siłowni nie byłaś całe wieki, a on każdy piątek i wtorek poświęcał na regularne ćwiczenia. Nie kontynuując rozmowy, na którą zabrakło czasu poczułaś jak przypiera cię mocno do materaca i rozsuwając twoje nogi jednym ruchem mruczy głośno pod nosem o nieskazitelności, obdarowanej hojnie przez matkę naturę.

***

Zawiązałaś mocniej atłasowy czerwony pasek od szlafroka i rozczesując palcami mokre włosy położyłaś się do łóżka - znowu pustego, znowu bez obecności tego, który miał być ostatecznie tym jedynym; do niedawna liczyłaś na męską decyzję, romantyczne oświadczyny, z niecierpliwością czekałaś na dzień, w którym zabrałby cię do rodziców i przedstawił was sobie, trzymając cię mocno za dłoń delikatnie pocierając szczupłe palce. Nie chciałaś wyciągać pochopnych wniosków, gdy zasypiając wtulona w jego tors słyszałaś jak powtarzał przez sen kocham, kocham, kocham. Zerkając potajemnie na dziesiąty notatnik babci nie mogłaś zrozumieć dlaczego ludzie nie potrafią wyznać całej prawdy? Ona nie przyznała się z jaką chorobą zmagała się przez lata, a brunet był jak dziecko we mgle i nie potrafił nawet stwierdzić kim dla niego jesteś, a ostatecznie dotarło to do ciebie, kiedy przychodząc z nim na bilard spotkaliście dwóch zawodników Trefla Gdańsk i zostałaś przedstawiona jako koleżanka. Gdybyś należała do bardziej odważnych oblałabyś go piwem i wymierzyła siarczysty policzek, ale uśmiechając się przepraszająco oznajmiłaś, że idziesz do toalety, którą znalazłaś dopiero w mieszkaniu na przedostatnim piętrze nowoczesnego budynku. Uruchomiając przedostatni odcinek serialu nakryłaś nogi kołdrą i dotykając twarzy ukochanego aktora z irytacją wyjęłaś słuchawki mając ochotę wydłubać oczy osobie, która śmiała zakłócać twój święty spokój. 

-Myślałam, że już nigdy więcej nie zapukasz do moich drzwi. -oparłaś się o framugę nie wpuszczając go do mieszkania. -A co byś zrobił gdybym nie otworzyła? 

-Jak nie drzwiami to zawsze można wejść oknem. -bez wahania wziął cię na ręce i nie słuchając twojego sprzeciwu zaniósł cię na łóżko. -Wybaczysz mi, że nie nazwałem cię swoją dziewczyną. Po prostu nie lubię opowiadać o swoim życiu prywatnym. 

-Przestań mi się tłumaczyć, jeżeli nie chcesz tego związku to powiedz mi to wprost. Zaangażowałam się, ale popłaczę przez kilka dni w poduszkę i zacznę żyć od nowa.

-Oczywiście, że chcę! Piękna, jakbym mógł z ciebie zrezygnować? Jesteś dla mnie ważna, a nie było mnie przy tobie, bo mój ojciec chrzestny walczy o życie w szpitalu. -jęknął, gdy wyjaśnienia przerwała znana melodia, musnął twoje ramię i otwierając drzwi balkonowe oparł się o barierkę bawiąc się zamkiem od klubowej bluzy. -Przestań do mnie wydzwaniać. Kurwa, wszystko idzie według planu, a ty mówisz, że mam się wycofać? Teraz jest już za późno, został równy tydzień i nie zamierzam z tego zrezygnować, do jutra. -słysząc niektóre zdania zrozumiałaś, że nawet znanego siatkarza nie omijają problemy i poprawiając ramiączka od koszulki nocnej postanowiłaś go wspierać w ciężkich chwilach nie nadeptując na jego obolały odcisk. 

Ostatni już raz sprawiłem, że jej oczy płaczą.

***
miałam przerwać pisanie, iść spać, ale postanowiłam to dla was skończyć
przepraszam za jakość, ale mój dobry humor został popsuty
od południa nadrabiam zaległości!

niedziela, 12 sierpnia 2018

rozdział szósty

Talia nowych kart, dzień pachnie jak początek.
Po co poważna twarz, gdy świat nakręca dobrze?

Bez chwili wytchnienia rozdzielałaś czarnym tuszem krótkie rzęsy; wielokrotnie, ale bezskutecznie próbowałaś je przedłużyć, zamówienie zalotki sprawiło, że straciłaś kilka minut przed snem i odwołałaś jedno spotkanie z koleżankami towarzyszącymi ci podczas ukończenia ostatniego etapu edukacji. Nerwowo pukając o umywalkę starałaś się wykonać staranny makijaż i nie zwracać uwagi na poplątane kosmyki włosów, które w żaden sposób nie chciały ułożyć się tak jak wczoraj czy na wszystkich zdjęciach w albumach, portfelu mamy i portalach społecznościowych, na których udzielałaś się rzadziej niż aktorki, prezenterki telewizyjne czy przypadkowe dziewczyny, które w przeszłości osiągnęły ogromną popularność. Najciszej jak tylko potrafiłaś przymknęłaś drzwi od łazienki, aby po całym mieszkaniu nie rozniósł się kwiatowy zapach perfum, który twojego nowego współlokatora nie znającego zasad panujących w gdańskim mieszkaniu mógłby momentalnie zemdlić. Uśmiechając się na widok śpiącego siatkarza żałowałaś, że nie masz nieregularnych godzin pracy, musiałaś stawiać się w przedszkolu od poniedziałku do piątku, przebywać w niewielkiej sali, pokoju nauczycielskim i wąskich korytarzach od ósmej do piętnastej - najchętniej zadzwoniłabyś do swojej przełożonej udając chorobę, aby tylko powitać go pożywnym śniadaniem, musnąć jego wargi i wsłuchiwać się przez chwilę w ciche chrapanie. Gdybyś nie położyła w tym roku szkolnym zwolnienia lekarskiego mogłabyś zaryzykować, ale zaciskając zęby wierzyłaś, że dasz radę i szczęśliwa zaczniesz świętować dzień spódnicy i napoi wyskokowych w szerokich, najwygodniejszych ramionach - tych, które wybierały cię chętnie od dłuższego czasu. Zapinając trzęsącą dłonią naszyjnik z literką W ujrzałaś w lusterku jak opiera się o bezgłowie, ugniata włosy, chowa twarz w poduszce i dodatkowo nakrywa się kocem. 

-Powinnaś się mną zająć. -jęknął długo i zwiesił rękę przez łóżko przewracając pustką butelkę po winie. -Głowa mi za chwilę pęknie, zostań. 

-A kto przeprowadzi za mnie lekcje? - usiadłaś między jego nogami. -Wojtuś, nikt za ciebie meczu nie zagra, tak samo ja muszę pracować. 

-Skarbie, ale nie pójdziesz do piekła, jeżeli nie pojawisz się w szkole i chwilowo znikniesz. -rozpiął guziki przy rękawach i wciągnął na swoje kolana mierząc cię czujnym wzrokiem. 

-Ja naprawdę nie mogę być tutaj dłużej. -pogłaskałaś jego policzek zostawiając na nim ślad po jasnej szmince. 

-Odkąd jesteśmy razem nie opuściłaś żadnego dnia w pracy, a minęło dokładnie siedemset czterdzieści dwa dni. 

Uniósł do góry prawy kącik ust, z których scałowywałaś każde westchnięcie, słowo, pochwałę czy jęk, kiedy jego ciało znalazło się na twoim i przykryci cienką warstwą kołdry łączyliście się w jedność, kiedy za oknem panowała ciemna noc albo środek dnia. Zapanowało tobą przerażenie; wychodząc z domu rodziców myślałaś, że straciłaś go na zawsze, plułaś sobie w brodę, że oddałaś serce, duszę i miejsce w łóżku mężczyźnie, który wcześniej nie wyznał, że cię kocha ani nie nazwał chociaż raz swoją dziewczyną. Wstając z łóżka i dotykając stopami jego walizki towarzyszącej wam od dnia, w którym poświęcił ci swoją uwagę, a ty zapraszając go na herbatę nie pomyślałaś, że wprosił się na dłużej niż jedną noc. Przez jego ostatnie zdanie poczułaś się jakby ktoś podarował ci gwiazdkę z nieba.

-Nie poprawiaj mnie. -wyskoczył z łóżka jak poparzony. -Nie było cię w przedszkolu przez cztery dni, kiedy dopadło cię przeziębienie. 

-Skąd o tym wiesz? -przełknęłaś nerwowo ślinę. -Mieliśmy wtedy ciche dni i o niczym nie zostałeś poinformowany. 

-Torba z sokiem malinowym, tabletkami na gardło, miodem i ulubioną karmelową czekoladą była dostarczona przez twoją sąsiadkę, ale tak naprawdę pochodziła ode mnie. -podał z wieszaka długi płaszcz. 

-Ktoś mi podmienił chłopaka. -zaśmiałaś się krótko. -Metamorfoza na plus, panie Ferens. Teraz to ja nawet mogę zrezygnować z pracy, mieć z tobą dzieci i iść na urlop macierzyński. 

-Nie wierzę, że chciałabyś mieć w mniejszej wersji takie zło wcielone jak ja. -sięgnął telefon leżący na komodzie w korytarzu. -Fuck! Za dwadzieścia minut mam trening, wrócimy kiedyś do tego tematu. -pobiegł do łazienki zgarniając z fotela dresowe spodnie i bluzę z kolorowymi rękawami. 


***

Wdychając powietrze ostatnich wrześniowych dni ułożyłaś odkryte nogi na stoliku obok kubka z mleczną kawą i przystąpiłaś do zaległej pracy. Nie potrafiąc powstrzymać się przed kolejnym ziewnięciem najchętniej ugotowałabyś obiad składający się z dwóch dań, dołączyłabyś do narzeczonego odsypiającego nocną służbę, a nawet ostatecznie ubrałabyś sportowy strój i wybrała się na dawno zapomniany jogging. Skupiając się na wyszukiwaniu błędów mimowolnie w twojej pamięci odtworzyły się sceny sprzed dwóch tygodni, które rozegrały się na pierwszych i ostatnich korepetycjach; w szkole starałaś się go unikać, podczas przerw bał się do ciebie podejść, z klas wychodziłaś wraz z ostatnim uczniem, a z godzin wychowawczych zwalniał się i widziałaś jak zakładając kask uśmiechał się w twoim kierunku, aby następnie odjechać z parkingu z niewyobrażalną prędkością. Wgryzając się mocno w nawilżoną wargę odrzuciłaś od niego kolejne połączenie - była sobota, miałaś być u niego dwa razy, ale za każdym razem wymyślałaś tanią wymówką; tłumaczyłaś się, że zostałaś zaproszona na rodzinny obiad i pilnie musisz zająć się dziećmi kuzynki, w rzeczywistości siedziałaś sama w mieszkaniu i spałaś po dwanaście godzin dziennie. 

-Kochanie! -wykrzyczałaś z przerażeniem i wbiegłaś do sypialni ściągając z niego kołdrę. -Radek, tam jest pająk! 

-Uwielbiam momenty, w których mogę być dla ciebie bohaterem. -założył koszulkę. -Jaki ze mnie policjant, kiedy zabijam takie niewinne stworzenia? 

-Jesteś najlepszy, bo uratowałeś moje życie. -wtuliłaś się w niego. -Idziesz dzisiaj do pracy? 

-Niestety, ale trzeba z czegoś żyć. -położył cię na łóżku i zaczął muskać bez przerwy opaloną szyję. -Też brakuje mi twojej bliskości, nie jesteś jedyną poszkodowaną, ale jeszcze niecały rok, a wprowadzimy się na swoje. -uśmiechnął się czarująco. -Dobrze, że trafił się nam ten Konrad, bo dzięki niemu szybciej opuścimy klatkę. -wskazał palcem na obszar, który liczył niespełna dwadzieścia siedem metrów kwadratowych. 

Ze smutkiem wydostałaś się spod niego i chowając większość odkrytego ciała pod warstwą letnich ubrań wzięłaś z wieszaka słomkowy kapelusz. Postanowiłaś przecierpieć, zignorować jego wzrok, który powinien być ostrzeżeniem, gdy liczył guziki od białej koszuli i sunął wzrokiem po twoich nogach, które osłaniała ołówkowa, granatowa spódnica. Idąc po nierównych chodnikach, zatrzymując się w odpowiednich miejscach na czerwonym świetle, biłaś się w piersi zadając sobie wiele pytań - dlaczego ty? dlaczego pierwszego dnia wpadłaś mu w oko i przemieniałaś się w jego ofiarę? Musiałaś przyznać, że trafiła ci się najlepsza klasa w całej szkole; większość chłopaków miało wiele zainteresowań, nie sprawiali ci problemów wychowawczych i mogłaś być dumna ze wszystkich osób nie wykluczając żadnego. Brunet, któremu postanowiłaś pomóc w nauce, a dokładniej wprowadzić na odpowiednie tory zdobywał dobre oceny z każdego przedmiotu, zapisał się jako jedyny pierwszoklasista na konkurs i śmiało pomagał innym uczniom w problemach motoryzacyjnych, słyszałaś nawet pochwały od fizyka, kiedy wręczył mu niedostępną od wielu miesięcy część do motoru, który musiał kurzyć się w garażu. 

-Dzień dobry! -próbowałaś usłyszeć coś więcej niż ciszę i idąc w stronę salonu zobaczyłaś kobietę w wieku swojej mamy sprzątającą barek. -Przyszłam na korepetycje, gdzie zastanę Konrada? 

-Dobry den! -usłyszałaś nieznajomy akcent. -Jeżeli nie był przy motorze to pewnie jest jeszcze na basenie. 

-Motor stoi na podjeździe, więc ja przyjdę później. 

-Chwileczkę! Ten basen jest w domu, niech pani idzie w tamtą stronę. -wskazała na przeszklone drzwi. 

Relaksem w twoim azylu można było nazwać rozmowę z narzeczonym, gry planszowe, czytanie zaległych książek czy wpatrywanie się bez większego celu w telewizor powieszony n ścianie, aby zajmował jak najmniej miejsca. Tutaj panowały inne zasady - chwile odpoczynku mogły mieć miejsce w wielkim ogrodzie z tarasem pomiędzy pielęgnowanymi kwiatami, także w basenie, w którego budowę ktoś musiał włożyć dużo siły i pieniędzy. Wpatrując się w jego plecy odchrząknęłaś głośno i stanęłaś przy leżaku, na którym znajdowała się czarna koszulka w serek i jeansy.  

-A co sorka tutaj robi? Myślałem, że więcej się nie spotkamy. -podpłynął do drabinek. -Jestem zaskoczony. -przeczesał dłonią włosy. -Chciałem na początku przeprosić za tamto zachowanie, nie jestem wcale taki pewny siebie, jak może się wydawać. Muszę coś wyznać. -zatrzymał się na chwilę. 

-Lepiej ugryźć się w język i nie mówić wszystkiego. -przykucnęłam i sprawdziłam temperaturę wody, która musiała przekroczyć dwadzieścia stopni. 

-Potrafi sorka pływać? -pokiwałaś głową na jego pytanie i poczułaś jak w jednej chwili znalazłaś się obok niego. 

-Co ty sobie wyobrażasz? Zaczynasz stąpać po kruchym lodzie. -zerknęłaś na mokre ubrania i natrafiłaś na jego wzrok, który wędrował po materiale białej koszulki odkrywającej bliznę po upadku z dzieciństwa, piegi czy kilka znamion. 

-W szafie mojej siostry znajdzie się coś do przebrania. -objął cię i zagryzł twoją wargę. -Nie traktuj mnie jak dzieciaka, może nie mam osiemnastu lat, ale nie zachowuję się, jakbym był dopiero w gimnazjum. Zakochałem się i nie mogę przestać o tobie myśleć. -musnął powoli usta, a ty spoglądając w jego oczy nawet nie zdążyłaś zareagować, kiedy jeden dotyk zamienił się w namiętny pocałunek.


***

Otaczały cię pootwierane pudełka z najnowszą kolekcją glanów dostępnych w pobliskim sklepie; przeczesywałaś nerwowo włosy, kiedy uświadomiłaś sobie, że zastępca kierownika zerka na zegar dając ci do zrozumienia, że zostało ci ostatnich kilka minut na wybór. Przymierzając ostatnią parą stanęłaś przy lustrze i ucieszyłaś się dostrzegając starszego pana kierującego się w stronę kas. Zdejmując w pośpiechu buty stanęłaś za nim w kolejce będąc pewną swojego wyboru na tegoroczną jesień i początki łagodnej zimy. Odrzucając drugie połączenie od bruneta spojrzałaś jak rudowłosa kobieta dotyka czytnikiem kodu kreskowego, a na oświetlonym przez ostatnie promienie słoneczne wyświetlaczu ukazuje się suma, która przekraczała cenę twojego dzisiejszego zestawu. 

-Pani Marysia? -potrząsnęłaś głową wydostając się z wizji poprzedniej nocy. -Od razu panią poznałem. -uśmiechnął się delikatnie, a ty wręczyłaś kobiecie równą kwotę i dołączyłaś do mężczyzny. -Jesteś kopią Róży, twoja babcia była moją pierwszą miłością i nie mogę uwierzyć, że odziedziczyłaś po niej urodę, bo na pogrzebie Ignacego byłaś podobna do ojca, ale od tamtego grudniowego dnia minęło wiele lat. Tak się cieszę, że chociaż ty jesteś zdrowa i nie musisz zmagać się z tą ciężką chorobą. Życzę ci wszystkiego najlepszego, drogie dziecko. -poklepał cię po dłoni i widząc zielone światło ruszył w stronę starych bloków zostawiając cię z wieloma pytaniami. 


Ja nie chcę iść pod wiatr, gdy wieje w dobrą stronę
Nie chcę biec do gwiazd, niech gwiazdy biegną do mnie

***
nie mogłam przestać pisać i dlatego macie tyle do czytania!
zapraszam również na nowe opowiadanie: https://dynamiczneprzyjaznie.blogspot.com/

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

rozdział piąty

Moje ciało samo wstało i się do goła rozebrało.
Twemu ciału się przyjrzało i się mu zachwyciało

Przez niedociągnięte do końca orzechowych framug rolety przedzierały się stopniowo listopadowe promienie słońca. Oczy bolały od pierwszego blasku, a podmuch zimnego wiatru uświadomił, że zapomniałaś zamknąć drzwi od balkonu, kiedy twoje ciało zalała fala gorąca, która na wskroś przeszyła zamarznięte serce. Szukając wzrokiem bielizny, czarnej bluzy albo spodni z lampasem natrafiłaś na niego trzymającego w dłoniach dwa różniące się kolorem kubki z parującą kawą cynamonową, której zapach otulił każde miejsce w sypialni. Podciągając kołdrę do wystających obojczyków nie potrafiłaś ani razu westchnąć czy mrugnąć, chociaż minęło kilkadziesiąt sekund, które przerodziły się w minuty, a ty uzyskałabyś rolę wampirzycy w zagranicznej produkcji z takim talentem. Przeczesując włosy i odbierając od niego pierwszy napój dnia nie mogłaś uwierzyć, że marzenie przemieniło się w rzeczywistość, a na oparzenie języka, i górnej wargi nie potrafiłaś zareagować, kiedy ułożył chłodne ręce na twoich nogach, a po chwili zaczął delikatnie rozmasowywać kostki zahaczając o złotą bransoletkę. Wyczuwając zapach męskich perfum na swoim drobnym ciele posiadającym w kilku fragmentach prywatne wysypisko piegów musnęłaś jego wargi zatracając się w uczuciu, które powróciło szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał. Jeszcze po wyjściu z rodzinnego domu pachniałaś sobą, a dzisiaj o godzinie nazywanej przez wielu nocą i idealną porą do spania byłaś przesiąknięta zapachem mężczyzny, przy którym czułaś się najbezpieczniejszą kobietą na świecie. Będąc typem kobiety subtelnej i wrażliwej, lecz silnej zrozumiałaś, że głaszcząc jego policzek jesteś na dobrej drodze do osiągnięcia pięknego życia z piękną miłością, która zajmowała cały pierwszy plan i nie zamierzała cofnąć się do tyłu.

-Z dużą ilością cukru, abyś mogła się obudzić, Maniusiu. -mrugnął i złożył długi pocałunek na czole. 

-Prosiłam cię o coś. -złożyłaś dłonie jak do pacierza odmawianego rano i wieczorem. -Nie używaj tego zdrobnienia, jestem w stanie zaakceptować Mańkę i Marysię, ale nie to. -szepnęłaś i wstałaś z łóżka zasłaniając nagie ciało kołdrą. 

-Nie denerwuj się, bo wolę ciebie z uśmiechem niż grymasem. -rozłożył stojącą w szafie deskę do prasowania i sięgnął pogniecioną koszulę z dywanu. -Przeprasować ci coś? Jeżeli nie to ubieraj się szybko i idź zjeść śniadanie, bo wszystko wystygnie.

Z niedowierzaniem wpatrywałaś się w stół z dwoma kwadratowymi talerzami, patelnią wypełnioną jajecznicą, dzbankiem kawy, której po pierwszym kubku brakowało w twoim organizmie i pokrojonym ani nie za grubo, ani nie za cienko ciemnym chlebie obsypanym sezamem. Nieco oszołomiona zamrugałaś kilkukrotnie i ściskając wełniany sweter obdarzyłaś bruneta pytającym spojrzeniem; w ostatnim czasie skierowałaś je w kierunku najwyższego chłopca z Twojej grupy, gdy zamiast odpowiedzi w języku angielskim otrzymałaś tą pochodzącą z miejsca mającego trójkolorową flagę, w ulubionych odcieniach siatkarza - granatu, bieli i czerwieni. 


***

Kiedyś ktoś bliski próbował cię bezskutecznie przekonać, że miejsce prawdziwej kobiety jest w domu, a dokładnie w jednym pomieszczeniu, którym była kuchnia - kręciłaś głową ze łzami w oczach i chciałaś iść śladami matki; tej sprzeczającej się z ojcem, jeżeli chodziło o wykonywanie zawodu, z radością w oczach przynosiła za każdym razem dyplom szkoły pielęgniarskiej i nie pozwoliła zamknąć się w czterech ścianach z garnkami, przyprawami i przepisami pochodzącymi z autorskiej książki babci. Pamiętałaś wieczory, gdy wszyscy siedzieli przy długim stole w salonie, na stopach brata albo twoich leżał ukochany pies, a ojciec widział Ignacego jako właściciela stajni i stopniowo przekonywał się do widoku córki ze słownikami, zeszytami i słuchawkami dousznymi, kiedy godzinami wsłuchiwałaś się w odpowiednią wymowę słów, przy których nawet profesjonalista mógł poplątać język. Zostawiając wspomnienia w tyle ziewnęłaś krótko i stanęłaś przy parapecie wpatrując się w panoramę miasta. Była pierwsza sobota, podczas której mogłaś zapomnieć o wolnej chwili; wizyta w butiku przy rondzie, upieczenie czekoladowego brownie i szybkie spożywcze zakupy nie były jedynymi czynnościami zaplanowanymi na ten dzień. Na zewnątrz pogoda dokuczała najbardziej odpornym na upały i wkładając do torby książki nie byłaś zdziwiona, że cała młodzież z osiedla jeździła na rolkach, rowerach czy włóczyła się bez celu zamiast przygotowywać się do poniedziałkowych kartkówek, sprawdzianów czy odpowiedzi ustnych. 

-Idziesz już? - poczułaś jego silne dłonie i chłód brązowego paska od zegarka na rozgrzanych ramionach. -Podobno korki miały być później, kochanie. 

-Tak, ale Konrad zadzwonił do mnie przed południem, że musi pojechać na przegląd z miłością swojego życia. 

-Wybacz mi to co powiem, ale dzieciak jest dziwny. -przesunął doniczkę z kaktusem. -Gdyby zależałoby mu na nauce to wszystko inne odsunąłby na boczny tor. 

-Taką mamy młodzież i nic nie poradzisz. -zapięłaś torebkę i podchodząc do lusterka zaczęłaś męczyć się z przypinaniem grzywki. -Teraz już nie trzeba chodzić na zajęcia dodatkowe według rozpiski rodziców, ja nie miałam tyle swobody, ale może to i lepiej, bo mam chociaż wykształcenie. 

-Do tej pory pamiętam moje lekcje karate i fizyki po szkole. -przeciągnął się i musnął twój policzek przygryzając następnie skórę na szyi. -Idę na służbę i mam nadzieję, że wszyscy będą dzisiaj omijali komendę policji szerokim łukiem, do jutra.

Odprowadzając go wzrokiem do drzwi spojrzałaś na opaloną twarz i mimo zmęczenia, jakie towarzyszyło od rozpoczęcia roku szkolnego wybrałaś się w stronę apartamentowca z zabytkowymi samochodami na podjazdach i przerażającą ilością monitoringu - wielokrotnie mijając ten dom miałaś wrażenie, że kamery śledzą każdy ruch ludzi na pobliskich ulicach, a domownicy powinni zostać wpisani na listę posiadaczy jednej z najbogatszych własności. Naciskając przycisk domofonu chciałaś, aby najbliższe dwie godziny minęły z prędkością światła i wyobrażałaś sobie resztę popołudnia na nadrabianiu serialu z ulubioną lemoniadą. 

-Przepraszam, że tak nagle zmieniłem godzinę spotkania. -przytrzymał mocniej obrożę amstaffa, a ciebie zmroziło do samych stóp, kiedy pies zaczął szczekać i obdarzył wielokrotnie agresywnym spojrzeniem; wchodząc na przestronny korytarz ucieszyłaś się, że twój wychowanek chodzi na siłownię, bo inaczej zostałabyś pierwszą ofiarą Bustera.

Dziękując w myślach za klimatyzatory znajdujące się nad tobą przystąpiłaś do ostatniego sprawdzania pisemnej pracy, której siedemnastolatek mógł spodziewać się przy najbliższym teście. Zagryzając zęby na skuwce odłożyłaś zużyty czerwony długopis i oddałaś mu nienaruszoną własnym pismem kartkę. Upijając ostatni łyk wody zerknęłaś na kombinezon motocyklowy i współczułaś mu zaplanowanego wyjazdu. Zdejmując z kolan słomkowy kapelusz podniosłaś się z wiklinowego krzesła i musiałaś przyznać, że jego godziny spędzone na nauce nie zostały zmarnowane, lecz w odpowiedni sposób wykorzystane - przed tobą rósł mistrz, którego w przyszłości trudno będzie pokonać. 

-Sam powinieneś udzielać korepetycji. -zacisnęłaś mocniej dłonie na pasku od torebki. -Może spotkamy się dopiero w październiku? Świetnie ci idzie, nie masz żadnych problemów i jeszcze dwa takie spotkania, a będziesz się nudził. -wyjęłaś z kieszeni poplątane słuchawki. 

-Z tobą nie idzie się nudzić. -uderzył się w czoło z otwartej dłoni. -Zapomniałem się, sorko.

-Nic się nie stało. -zaśmiałaś się krótko widząc jego reakcję. -W sumie pasuję na starszą siostrę. -pobladłaś i zniknął szeroki uśmiech, kiedy poczułaś jego palce przy kąciku wargi. 

-Taką Cię lubię. -mruknął cicho. -Jesteś piękna, ale stanowczo za smutna. -wsunął w dłoń stuzłotowy banknot i musnął delikatnie zarumieniony policzek. 

***
Zaintrygowana fabułą serialu oglądanego od niepamiętnych czasów rzucałaś kawałkami ananasów na jego część przypieczonej pizzy. Wycierając serwetką resztkę pikantnego ketchupu spojrzałaś z irytacją w kierunku przesuwającego się po szafce telefonu. Ktoś próbował się dodzwonić do bruneta, odkąd ten poszedł wziąć prysznic i zgolić trzydniowy zarost. Naciskając pauzę na odbitym pilocie wsłuchiwałaś się na zmianę w piosenkę AC/DC i elektryczną maszynkę. Podnosząc się z łóżka i układając jego jeansy z wysuwającym się z kieszeni papierowym pudełeczkiem prezerwatyw ruszyłaś w stronę otwartych drzwi od łazienki. 

-Panie Ferens chyba stęskniona kochanka walczy o atencję. -podałaś mu urządzenie z nadgryzionym jabłkiem. 

-Jestem u tej w Gdańsku, więc musi dzwonić fanka innego klubu siatkarskiego, może to będzie mieszanka Rzeszowa, Radomia albo Olsztyna. -bezczelnie zaczął wyginać palce i targając twoje mokre włosy roześmiał się głośno. -Mam tylko jedną boginię. 

Zgarniając z półki butelkę z płynem do demakijażu rzuciłaś w niego ręcznikiem i zignorowałaś jego przepraszający uśmiech. Zdejmując pudełko z gorącym jedzeniem na podłogę położyłaś się na łóżku wtulając się w poduszkę przesiąkniętą znajomym zapachem - słowa dwudziestosześciolatka dostarczyły ci więcej bólu niż wyrostek robaczkowy, który zaatakował cię w tamte wakacje. Może jego słowa miały być udanym żartem, ale nie doprowadziły cię do śmiechu. Przymykając powieki aż się zatrzęsłaś, kiedy pomyślałaś, że w jego ostatniej wypowiedzi mogło znajdować się ziarenko prawdy. 

Przyszło do mnie Twoje ciało.
Mego ciała zażądało.
Moim ciałem się przykryło

***
wszystko zmienia się nagle.
dziękuję, że tak chętnie tutaj przybywacie.