Strony

niedziela, 15 lipca 2018

rozdział drugi

Ja się nie nudzę, ja się tobą nie nudzę
Codziennie od nowa cię kocham, no kocham.

Mijały sekundy, minuty, przeradzające się w godziny, które zmieniały się z prędkością światła w kolejne początki dni, a przede wszystkim noce spędzone bez Twojej obecności. Z trudem i łzami w oczach powstrzymywałaś się przed wybraniem numeru telefonu, który w ostatnim czasie znalazł się na pierwszym miejscu ulubionych kontaktów. Z głośnym jękiem odrzuciłaś na pościelone łóżko dwa piloty; zaklęłaś pod nosem i zerknęłaś na malujący się na twarzy głęboki smutek. Nie mogłaś pogodzić się z trzecią wygraną z rzędu, nie wytrzymywałaś bez niego i wiedziałaś, że zaczyna Ci coraz bardziej na nim zależeć. Chciałaś wybudzić się z tego oblepionego słodyczą romansu, zapomnieć o tej znajomości i wrócić do tamtego dnia, kiedy wylałaś na niego resztki kawy; dlaczego podczas słonecznego dnia nie mogłaś po prostu wybrać głównej alei i iść przed siebie? dlaczego zachciało Ci się wracać do domu na skróty mimo, że uwielbiałaś taką pogodę? dlaczego akurat on musiał znaleźć się w tamtym miejscu i przypadkowo zabrać Twój telefon? Tych pytań było za wiele, a żadnej z odpowiedzi nie mogłabyś otrzymać nawet, gdybyś mu zagroziła, że więcej nie poczuje Twoich ust, nie będzie chłonął wzrokiem bladego ciała i więcej nie pstryknie Cię w nos, kiedy wychodząc z łóżka w jego koszulce chciałaś wziąć prysznic w samotności, a on przyciągał Cię do siebie, szeptał mała i przygotowywał następnie gorącą kąpiel. Westchnęłaś cicho na tamte wspomnienia, które były rzeczywistością z minionego miesiąca i zaczęłaś wpatrywać się w uśpiony ekran czarnego smartfona, czekałaś na zieloną diodę w prawym górnym rogu i zamykając ciężkie powieki zasnęłaś z nadzieją, że pojawi się przynajmniej w Twoich snach. Zmarznięta i z nieodklejonymi plastrami pod oczy zostałaś wybudzona przez długi, przerywany dzwonek do drzwi. Dochodziła trzecia w nocy i z przerażeniem wiedziałaś kto stoi na wycieraczce z napisem 'welcome to my home'; mogłaś się spodziewać, że opiera się o kremową ścianę, chowa twarz przed wścibskimi sąsiadkami w ogromnym czarnym kapturze i wzdycha teraz ciężko żałując, że nie dałaś mu zapasowych kluczy. Zagryzając wargę chciałaś udawać, że śpisz, ale wygrała z Tobą chęć posmakowania choćby przez chwilę jego ciepłych ust. 

-Wolałam, kiedy mieszkałeś w Bydgoszczy. -gestem dłoni zaprosiłaś go do środka i zatrzasnęłaś drzwi. -Czego tym razem chcesz szukać w moich ramionach? Kolejnego zrozumienia? -usiadłaś na stole i wzięłaś łyk wody, którą piłaś przed snem. -Wygrałeś mecz, jakbyś chciał wiedzieć, więc naprawdę nie wiem co tutaj robisz.

-Może zacznę Cię odwiedzać nie tylko po porażkach. -rozpiął kurtkę rzucając ją na kanapę i momentalnie podszedł do mnie dotykając nagie kolana. 

-Wojtek, czy Twoja wizyta nie jest spowodowana krytyką Twojej dzisiejszej gry? -odsunęłaś się od niego i pokręciłaś głową, kiedy zbliżał swoją twarz do wyciętego delikatnie dekoltu od koronkowej koszulki w kolorze jego tęczówek. 

-Chciałbym przypomnieć, że to ja zadaję tutaj pytania, ale masz rację, Marysiu. 

-Myślisz, że możesz mnie ignorować przez dziesięć dni i przychodzić tutaj, jak do siebie? Nie masz wstępu do mojej sypialni, wracaj do siebie i nie myśl, że następnym razem tak ochoczo Cię przyjmę. 


***

Lubiłaś poukładane życie, nie znosiłaś chaosu, odnosiłaś wrażenie, że masz uczulenie na sam wydźwięk tego słowa, którego w domu komendanta wojewódzkiego policji i pielęgniarki z pokolenia na pokolenie nie dało się usłyszeć. O stanie całkowitego bezładu mówili znajomi ze szkolnych ławek, nauczyciele lub pośpieszający się nawzajem w kolejkach ludzie walczący o każdy, najmniejszy grosz. Ze swojego dzieciństwa, a następnie wczesnej młodości pamiętałaś kalendarze, skrupulatnie przygotowywane zapiski i wieczne przypomnienia o świcie, kiedy każde z czwórki domowników rozstawało się, wychodząc w różne części miasta. Wszystko poszło w zapomnienie cztery miesiące i pięć dni po Twoich urodzinach. Z niewyobrażalną prędkością zniknęły przypomnienia, troska w głosie matki i dokładne pilnowanie terminów przez ojca, który pracując od rana do wieczora w swoim gabinecie potrafił pojawić się w domu, aby posłużyć Wam jako prywatny kierowca. Tego dnia, kiedy do Waszej codziennej harmonii zakradło się nieplanowane zamieszanie nic nie odbyło się według ustalonej kolejki. Nikt nie odwołał wizyty u dentysty o osiemnastej trzydzieści, nie wybrałaś się na dodatkowe zajęcia z języka włoskiego, fryzjerka nie doczekała się mamy na przycięciu końcówek, przesyłka za granicy zalegała wśród innych paczek na poczcie, a za nieoddane książki do biblioteki doliczyli na samym początku niecałą złotówkę. Tuż po zachodzie słońca wróciliście do domu, którego pierwszy raz postanowiliście nie oświetlić, stałaś przemoczona w granatowej sukience na środku korytarza i widziałaś, jak rodzice ocierają łzy spoglądając na wykonane wraz z zakończeniem pierwszego roku studiów zdjęcie pierworodnego syna, a Twojego starszego o trzy lata brata. 

-Mamo, tato! - krzyknęłaś przerywając ciążącą od wielu godzin ciszę. - Mam szesnaście lat i nie uwierzę w bajeczkę o nieszczęśliwym wypadku. - pocierając zimne dłonie powstrzymywałaś się od płaczu. -Dlaczego Ignacy nie żyje? Nie wierzę w żadne powikłania i ten upadek z konia sprzed ośmiu miesięcy. -dotknęłaś czerwoną rączkę od wózka inwalidzkiego, na którym od kwietnia poruszał się blondyn. -Obiecaliśmy sobie, że nigdy nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic. -ściągając rozdarty sweter brata wybiegłaś do ogrodu, aby uciec od ich milczenia i znaków przekazywanych sobie wzrokiem. 

***
Po raz pierwszy od niespełna dwóch lat wygrałaś ze swoimi słabościami. Nie chciałaś kolejnej samotnej nocy, ale zamykając mu drzwi przed nosem zależało Ci na nauczce skierowanej do niego, a także samej sobie. Jeszcze przed wschodem słońca byłaś w stanie go przytulić, subtelnymi ruchami dotykać jego twarz i z niewinnym uśmiechem na ustach poprowadzić w kierunku sypialni, pościelonego łóżka, na którym spałaś nieprzykryta z nosem utkwionym w poduszce pachnącej ciałem przyjmującego albo mistrza Polski juniorów sprzed ośmiu lat. Składając do białej teczki potrzebne dokumenty i sprawdziany, które miałaś rozdać tuż po usłyszeniu pierwszego dzwonka wyszłaś z mieszkania; bardziej traktowanego jako azyl z jego szerokimi ramionami, którymi otaczał Cię po każdym zbliżeniu. Zapinając kurtkę prawie pod samą szyję schowałaś pod nią jego białą koszulę i przerażona stwierdziłaś, że zaczyna być Twoim osobistym fatum. Zagryzając wargę do bólu i posmaku krwi próbowałaś nie natrafić na jego błagający wzrok; w trakcie przebaczenia potrafił zamienić się w owieczkę, która zbaczając z odpowiedniej drogi chciała się ostatecznie nawrócić. 

-Marianna!

-Możesz mi powiedzieć czemu tutaj jesteś? - zerknęłaś na siatkarza, który zajmował większość małej ławki i wpatrywał się w Twój balkon. -Nie chcę powtarzać tego, co w nocy, ale chyba muszę. Póki będziesz mnie ignorował, to zapomnij o miejscu w moim łóżku. 

-Nie bądź taka. -zerknął przelotnie na Ciebie z tym swoim szelmowskim uśmiechem, jakby wyuczonym na pamięć. 

-Jaka mam nie być? - położyłaś torebkę na tylnym siedzeniu trzydrzwiowego samochodu. -Wydaje mi się, że ze mną jest wszystko w porządku. 

-Tylko ty potrafisz sprawić, że zapomnę o tym koszmarnym meczu. -podszedł unosząc Twój podbródek tak, żebyś na niego spojrzała. 

-Może zacznij akceptować krytykę. -poklepałaś go po ramieniu. 

-Naprawdę nie jest Ci mnie szkoda po tej przegranej? -mruknął gardłowo i zacisnął mocno dłonie na delikatnie wychudzonej talii i z bólem spoglądał Ci wprost w oczy. 

-A gdzie byłeś przez dziesięć dni? Tobie nie było szkoda, że siedzę sama w domu i tęsknię, więc odwdzięczam się tym samym. -przestałaś koncentrować się na jego twarzy i zaczęłaś wpatrywać się w breloczek od kluczyków. 

-Obowiązki zawodowe, słoneczko. -uśmiechnął się pod nosem zakładając kosmyk Twoich włosów za ucho. -Nie przekonam Cię, żebyś mnie wpuściła do mieszkania? - odsunął jednobarwny szalik i potarł nosem o Twoje odkryte ramię. 

-Teraz mnie wzywają obowiązki zawodowe. Znajdę czas w wakacje, szybko zleci, w końcu mamy już październik. -zaśmiałaś się krótko i odwracając się od niego nie było Ci szkoda, jakbyś porzuciła jedyną szansę na coś lepszego. 


Chcę się wściekać o bzdury, ja wszystko to, wszystko chcę mieć.

***
lubię ten czas, kiedy nic nie przerywa mi pisania
pozdrowienia z ciemności z ogromną dawką weny

15 komentarzy:

  1. Ja już kocham ten rozdział bez względu na wszystko. Wystarczył mi już Domagała <3 JUTRO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domagała to jeden z lepszych ❤

      Usuń
    2. Gdybym tylko mogła to jeszcze w tamtym rozdziale namówiłabym dziewczynę do zostania żoną Wojtka, a tu proszę przystojny i niby spokojny siatkarz pokazuje swoje drugie oblicze. Nie mogę uwierzyć, że Marianna tak spokojnie podeszła do tej sytuacji i nie zmieniła swojej decyzji, aż nie wiem czego się spodziewać w kolejnym rozdziale. Najbardziej jednak oczekuję rozwiązania w sprawie Ignacego. Jak widać nie tylko Ferens jest z nią nie w porządku, każdy ma tutaj jakieś tajemnice, a ja to naprawdę lubię coraz bardziej. Pozdrawiam

      Usuń
    3. No widzisz jednego dnia jest lepiej, a drugiego gorzej, takie życie :/ Tajemnice z czasem się rozwiążą, pozdrawiam

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jestem pod podziwem jej stanowczości 😍 Nie każda kobieta potrafi być tak względem tak przystojnego czy czarującego mężczyzny 😏 Szacun jej za to, że tak ładnie go trzymała na ostro i nie uległa słabości do niego 😊
      Ta historia z bratem bardzo smutna 😏 Zastanawia mnie tylko co się stało dokładnie 🤔
      Genialny rozdzjak ♥️
      Pozdrawiam i weny 😘

      Usuń
    2. Stanowczości jej nie zabraknie, a o Ignacym jeszcze przeczytasz. Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ogólnie to jestem na wakacjach, ale zapraszałas do siebie, a mi dwa razy o takich rzeczach nie trzeba powtarzać. Dodałam do obserwowanych i postaram się do wieczora wszystko nadrobić i skomentować 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, ale muszę przyznać, że miałam spory problem żeby się tutaj odnaleźć. Mój kłopot polega na tym, że pierwszy raz spotykam się z takim sposobem pisania w sensie narracji. W dodatku nie siedzę w świecie siatkówki i to też robi swoje 😕 czytam kilka opowiadań o tym sporcie ale są w zupełnie innej formie.
    Twojego dzieła nie skreslam, zostanę tutaj i poczekam, bo może z czasem się tutaj odnajde. Ogólnie fajnie piszesz są spoko opisy czego zazdrosze. Po prostu ta nowość wybiła mnie z butów.
    Na drugie opowiadanie też wpadnę, nie wiem kiedy, ale na bank się pojawię.
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z narracją u mnie różnie, nie zawsze wybieram tą samą 😃 Wiesz to tylko bohater ze świata siatkówki, a tak opisy pochodzące z realistycznego życia prawie każdej pary. Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  5. Marianna to mój ideał kobiety mimo, że sama jestem kobietą *.* Silna,opanowana i przede wszystkim nie dająca się złamać temu przystojnemu mężczyźnie :) Mam nadzieję, że ona pozostanie taką kobietą przed dłuższy czas a Wojciech doceni jej słowa i będzie ją odwiedzał częściej niż po przegranym meczu
    Czekam na następny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic obiecać nie mogę, ale w tym rozdziale stworzyłam Mariannę bez minusów. Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Uwielbiam ich i ciebie jak piszesz <3
    Szkoda mi Marianny bo jest zakochana w facecie, który ją olewa i jest mu potrzebna tylko w tedy , kiedy to jemu jest przykro i potrzebuje pocieszenia. Bardzo dobrze zrobiła, że nie wpuściła go do mieszkania. Mam nadzieję, że to będzie bardzo dobra nauczka dla Wojtka, że wreszcie zrozumie, że Marianna, też ma uczucia i nie będzie na każde skinienie. Może coś do niego dotrze i zacznie ją traktować lepiej. :)
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiaj ich dalej ❤ Może w Wojtku obudzi się brakujące uczucie! Pozdrawiam

      Usuń